piątek, 12 lipca 2013

To skomplikowane. - cz. 25.



Usiłowałam zasnąć. Jednak po głowie krążyło mi tyle myśli. Nie potrafiłam powstrzymać ich biegu. Myślałam o Tomaszu, który siedział w drugim pokoju. Chyba nie byłam dla niego zbyt miła. Cicho wstałam z łóżka i poszłam do niego.

- Tomasz?

- Nie śpisz jeszcze?

- Nie mogę spać.

- Stało się coś?

- Nie. Tylko... ja...

- Tak?

- Za bardzo się boję. Mogę ci zaufać?

- Możesz. Myślę, że o tym wiesz.

- Nie masz nic przeciwko temu, abym usiadła obok ciebie?

- Proszę, siadaj.

- Wiesz... Igor przez cały czas mnie oszukiwał. Sądzę, że zaczął się ze mną spotykać tylko dlatego, aby móc zbliżyć się do Wieśka. Wiedział, że my się znamy. Oni obaj specjalnie się nie lubili, Wiesiek miał na Igora alergię wręcz. Możliwe że wiedział coś, czego my nie wiemy i do czego nie możemy dotrzeć. Igor co jakiś czas podpytywał mnie o Wieśka, ale ja zupełnie nie miałam pojęcia, dlaczego to robił. Gdybym wtedy wiedziała to, co wiem teraz...

- Przecież nie mogłaś tego wiedzieć.

- Nie mogłam. Mogłam być jednak bardziej ostrożna. Myślałam, że Wiesiek po prostu panikuje. Przecież to był wielki tchórz. W gębie był mocny, a gdy przychodziło co do czego, to uciekał z podkulonym ogonem. Gadać to on potrafił, ale działać... Dlatego zbierał materiały na wszystko i wszystkich, aby mieć na innych haki i móc się w ten sposób zabezpieczyć, a może nawet ich szantażować. Nie wiem, czy on cokolwiek zrobił uczciwie i czy potrafił w ogóle być uczciwy. Dziwię się tylko, dlaczego zaufał mi, a nie tej Angeli. Mógł do niej napisać tego maila. Nie do mnie. Może kochał ją, a może jej nie kochał? Z pewnością ona kochała jego. A może Igor też zna tę Angelę, a Wiesiek kiedyś ich widział i dlatego nie mógł jej ufać?

- Nie tworzysz czasem z nerwów teorii spiskowych?

- No ale pomyśl! Przecież tak mogło być. Wiesiek z Angelą prowadzili gorącą korespondencję. Nie zaprzeczysz.  Sam widziałeś.

- Masz rację. Ale to nic jeszcze nie znaczy.

- Bo nie znasz Wieśka. On nie zwykł czegoś takiego robić. On by jej zaufał i powiedział wiele, może wszystko, ale z jakiegoś powodu nie ufał jej, bo napisał do mnie i mnie postanowił obarczyć swoimi problemami, sekretami. Nie ją. W jakimś ostatnim liście ona pisała do niego tak, jakby była na niego obrażona, z pretensjami, że on jej nie ufa, że przecież nie dała mu powodu. Jakby sama tego nie rozumiała. Może wcale nie wiedziała, że on i Igor się znają, a może ten dupek, Igor znaczy się, próbował ją uwieść, Wiesiek widział... Igor musiał wiedzieć coś więcej o Wieśku i musiał wiedzieć o niej. Skoro wie, że Wiesiek pisał do mnie, że ja dużo wiem, to musiał wiedzieć, że ona wie niewiele, ale może wie akurat to, czego nam brakuje, a co jest zupełnie Igorowi niepotrzebne, bo sam to wie...

- Słowotok nerwowy. Tak tak tak. Chyba jesteś zmęczona, a mózg ci tak szybko pracuje, że z trudem nadążasz wypowiadać kolejne słowa.  Idź się położyć dobrze? Porozmawiamy rano.

- No ale...

- No przecież stąd nie ucieknę. No już Mała. Zmykaj do łóżka albo sam cię tam zaniosę.

- Wcale bym się nie pogniewała, gdybyś to zrobił.

- Taaak?

- No tak. No dalej. Czekam.

- Nie podpuszczaj mnie.

- Co? Zmieniłeś zdanie? A może nie dasz rady?

- Uwielbiasz się ze mną droczyć prawda?

- Bardzo to lubię. Więc jak to będzie z tym zanoszeniem do łóżka?

- Mówisz. Masz – odpowiedział Tomasz, zanosząc mnie na rękach do sypialni.

piątek, 12 kwietnia 2013

To skomplikowane - cz. 24.



Michał wyszedł, zostawiając mnie w rozterce. Co ja niby mam zrobić z Tomaszem? Jest przystojny, miły, wysportowany, jak na faceta – inteligentny, nawet jest o czym z nim porozmawiać, poza tym pomógł mi w tym Poznaniu, ale... sama nie wiem... Mam siedzieć i patrzeć na niego? Nie dam rady. Z takim facetem można pokusić się o romansik... albo nie. To za mało. O całą historię miłosną ze szczęśliwym zakończeniem!

Teraz to już zupełnie oszalałam. Przecież jest przyjaciel Michała. Joanna zna go świetnie. Karol jest jego kuzynem. Wszyscy wokół go znają, a ja nie miałam pojęcia o jego istnieniu. A teraz jeszcze wyjdzie... Wolę o tym nie myśleć. Czuję się jak ostatnia kretynka. Już też nie miałam na kogo trafić. Podoba mi się, jednak cóż z tego. Oni wszyscy go znają! Gdybym miała robić z nim to, co mi właśnie chodzi po głowie... Oh!

Jasna cholera! Pięknie mnie urządzili. Choć... gdyby Tomasz był pod ręką, to nie miałabym powodu, aby obawiać się Igora...

Czego ja się tak boję? Przecież ze strony Tomasza nic mi nie grozi. Chyba... Za to Igor chce mnie wykończyć. I to nie on jeden. Niestety.

***

Wyszłam z łazienki otulona szlafrokiem, nie przestając rozmyślać o Igorze i o Tomaszu. Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. O tej porze? Dziwne. Kto to może być? A jeśli znowu chcą mi zrobić krzywdę? A jeśli to ktoś z nich? No dobra. Raz kozie śmierć. Przecież nie muszę od razu otwierać wszystkich zamków. Wystarczy, że spojrzę, kto stoi za drzwiami.

Powoli, jak najciszej otworzyłam pierwsze drzwi i na palcach wspięłam się wizjera.

- Auuuaaa! – wrzasnęłam, uderzając głową o drzwi. Za drzwiami stał Tomasz. – Już otwieram! Chwileczkę! – zawołałam, próbując okiełznać rozczochrane mokre włosy.

- Dobry wieczór – powiedział Tomasz, gdy tylko otworzyłam drugie drzwi.

- Witaj. Co ty tu...?

- Michał mnie przysłał. Poza tym Joanna bardzo się o ciebie martwi.

- Michał? Joanna? Wejdź proszę. Czuj się – powiedziałam, zamykając drzwi na wszystkie możliwe zamki.

- Mówili, że jesteś zdenerwowana bardziej niż zwykle, że się boisz...

- Co tak patrzysz?

- Nie. Nic. Naprawdę jesteś spanikowana.

- No a coś ty myślał? Jakbyś słyszał na własne uszy, że twój były facet, chce ciebie wykończyć, to też byś się bał.

- Mi to nie grozi. Wolę kobiety – powiedział rozbawiony Tomasz.

- Tak. Jasne. Tylko widzisz, Igor wcale nie żartuje i sądzę, że łagodnie by się ze mną nie obszedł. Uwierzysz, że żyję jeszcze tylko dlatego, że on nie wie, co ja wiem i że chce wiedzieć to, co wiem ja.

- Uwierzę. Michał mi mówił.

- No tak. Zapomniałam, że mówicie sobie o wszystkim, a ja już nie mam za grosz prywatności nawet we własnym domu.

- Przestań. Proszę. To nie tak.

- A jak? Chcesz kawy, herbaty? A właściwie sam się obsłuż – wycedziłam, nie czekając na odpowiedź. – Nie mam do tego głowy.

- Może tobie też coś zrobić? Masz melisę?

- Na mnie nie działa herbatka z melisy jeśli o to ci chodzi. No chyba, że na pół kubka wody wrzucisz tak ze trzy saszetki, to będzie szansa, że w ogóle podziała.

- Mówisz serio?

- A czy wyglądam jakbym żartowała?

- Joanna mówiła, że nie będzie z tobą łatwo.

- Co?! Będziesz mnie teraz pilnował? Nie jestem dzieckiem.

- Ale się boisz. Natomiast wszyscy wokół boją się o ciebie, ludzie Michała mają kłopot, aby cię upilnować, a ten cały Igor w ogóle mi się nie podoba. Wydaje mi się, że to niebezpieczny typ. Nie cofnie się przed niczym. Dlatego tu jestem. Jeśli jednak wolisz zostać sama, pójdę sobie, a Michał przyśle swoich zamiast mnie.

- Nie, wolę nie. Zostań. Nie idź. Nie chcę tych jego ludzi tutaj. Tylko mnie denerwują i ja się potem boję, że to ktoś od Igora. Oszaleć można z wami wszystkimi. Chyba nie mam wyboru i muszę się pogodzić z tym, że ktoś z was będzie mnie pilnował. Szczerze mówiąc, wolę, żebyś to był ty niż jakiś przypadkowy glina. Jeszcze mu przywalę patelnią i potem będzie, że napadłam na policjanta.

- Połóż się. Zrobię herbatę.

- Niech ci będzie – poddałam się i poszłam do sypialni. Po chwili przyszedł Tomasz z herbatą. – Wiesz, ja chyba nie zasnę.

- Spróbuj jednak. Musisz wypocząć.

- A ty co będziesz robił?

- Poczytam. Przecież masz tu całe mnóstwo książek. Na pewno znajdę coś dla siebie.

- Ale możesz iść spać. W drugim pokoju jest łóżko. W środku jest czysta pościel. Nie musisz mnie aż tak pilnować.

- Nie jestem zmęczony. Zresztą wolę nie zasypiać. Nakombinowałaś ostatnio za bardzo i...

- Co i?

- Nie jesteś bezpieczna. Za dużo wiesz, a Igor może nagle stwierdzić, że nie jesteś mu już potrzebna. Przecież Michał nie będzie cię narażał. Zresztą nikt tego nie chce. Sama narobiłaś sobie wystarczająco dużych kłopotów.

- A ty?

- Co ja?

- No czemu tu jesteś? Przecież nie chodzi tylko o Joannę i Michała...

- Martwiłem się. A ty masz talent do pakowania się w kłopoty. Szkoda by cię było. Spróbuj zasnąć. Gdyby coś, będę w drugim pokoju. Dobranoc.

- Dobranoc.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

To skomplikowane - cz. 23.



- Skąd ci to przyszło do głowy?

- Widzę po twojej minie. Naślesz na mnie kogoś i nawet w toalecie będzie czuwać nade mną wasze oko.

- Już czuwa.

- Pięknie. Ciekawe, czemu ja nic o tym nie wiem, co?

- Przecież zrobiłabyś wszystko, aby zgubić ogon. Prawie ci się to ostatnio udało.

- A jednak! Jestem z siebie dumna.

- Wariatka.

- Dzięki. Rozumiem, że to miał być komplement. Idź już.

- Wyrzucasz mnie?

- Nie. Tylko my tu gadu gadu, a przestępcy na wolności. Idź ich łapać. Może któryś sypnie wam Igora, a wtedy wreszcie będę mieć święty spokój.

- Na twoim miejscu nie liczyłbym na to.

- Ah... rzeczywiście. Wciąż zapominam, że święty spokój to luksus, na który chyba sobie nigdy nie pozwolę. Mam coś jeszcze dla ciebie.

- Co takiego?

- A mapkę, którą przerysowałam sobie z blachy Igora. Pewnie wam coś pomoże.

- Dopiero teraz mi o tym mówisz?!

- Zapomniałam, bo jak on powiedział, że chce mnie zabić, to ja wciąż nie mogę przestać o tym myśleć i...

- Już dobrze. Pokaż.

- Tu jest Dublin i Latisana. Pewnie tam, gdzie te owoce przetwarzają czy coś – powiedziałam, podając Michałowi kartkę z rysunkiem.

- Hmmmm....

- No i czemu nic nie mówisz?!

- Myślę. Coś mi się układa.

- Ale ja jestem głupia!

- Czemu?

- Mogłam ukraść Igorowi tę blachę, zrobić zdjęcie albo cokolwiek. Tylko ty wiesz i ja wiem, że on ma coś wspólnego z tym wszystkim. A ja mu pozwoliłam zabrać dowody, a jedyne co mamy na niego, to moje słowa. Wyprze się gnojek, a ja nic nie zeznam, dopóki ktoś inny go nie sypnie albo znajdziecie coś na niego. Wszystko co ci mówię o Igorze, mówię prywatnie i zabraniam ci wykorzystać. Jakby co, wyprę się wszystkiego, odwołam, nie przyznam się. Chcę żyć.

- Obiecuję, że będziesz. Spróbuję jakoś ogarnąć tych Włochów. Może trafię na jakieś konkretne powiązania, transakcje, cokolwiek. Tylko tak dotrzemy do Igora. A póki co – pilnuj się i nie rób głupot.

- Będę grzeczna.

- Wątpię.

- Serio. Będę. Obiecuję.

- I tak przyślę Tomka, bo z tobą to nigdy nic nie wiadomo. Można spodziewać się po tobie wszystkiego, tylko nie tego, czego spodziewać by się chciało.

- Tomka? Tomasza znaczy się?

- Tak. Mojego przyjaciela Tomasza Martena. Kuzyna Karola Limanowskiego, który jest mężem twojej przyjaciółki Joanny.

- Skąd ty...? Jak ty...? Wiedziałeś to wszystko? Czemu ja nie wiedziała?

- Nie pytałaś.

- I co ja niby mam z nim zrobić?

- Co chcesz – powiedział Michał, uśmiechając się i zbierając papiery.




czwartek, 4 kwietnia 2013

To skomplikowane - cz. 22.

- Dobrze, że jesteś wreszcie – powiedziałam, otwierając drzwi i wpuszczając Michała do środka. – Zaczynam wariować, gadam do siebie, mózg mi paruje uszami. Igor mnie zabiję, mówię ci, jak sie tylko dowie tego, co chce, to ja będę wąchać kwiatki od spodu.

- Uspokój się. Wiesz przecież, że stale pilnuje cię ktoś z moich ludzi. Zresztą mają z tobą urwanie głowy, bo twoja pomysłowość nie zna granic. Czy ty naprawdę musiałaś iść do kamienicy?

- Oj no... ja tylko jechałam za Igorem i on tam pojechał, tylko najpierw odwiózł jedną taką na Korzenną.

- Skoro podsłuchałaś jego rozmowę i wiesz, jakie on ma wobec ciebie zamiary, to czemu go śledziłaś? Już zupełnie na głowę upadłaś?

- No nie... chciałam się przekonać z kim on się spotyka i co robi, a jak już znaleźliśmy się pod kamienicą Wieśka i ja tam weszłam, to mogłam albo wykorzystać okazję, albo uciec, a wtedy na pewno już nie byłoby takiej możliwości, aby tam wejść i żeby Igor nie wiedział, że ja tam byłam. Zresztą jak wy żeście szukali tam co?

- Normalnie.

- Przecież to było pod podłogą! Trzeba było rozebrać dom na drzazgi, a przynajmniej zerwać podłogi.

- A myślisz, że moi ludzie na to nie wpadli?

- No myślę, że nie. Przecież nie znaleźli. Jakoś do głowy im nie przyszło, że pod kaloryferem też jest podłoga.

- A jaki idiota chowa papiery pod kaloryferem?

- Wiesiek.

- Trzeba przyznać, że miewał dziwne pomysły.

- Chował wszystko w różnych miejscach. Wiesz, ja sobie myślę, że on po prostu cierpiał na manię prześladowczą. Zbierał papiery na różnych ludzi, a poza tym był tchórzem. Wciąż zgrywał się, że jaki to z niego bohater, ale portkami trząsł, gdy tylko ktoś na niego krzywo spojrzał.

- Jakoś mnie to nie dziwi. Dawaj te teczki.

- Proszę ja ciebie bardzo. I tak zrobiłam kopię.

- Wiedziałem.

- No co? Zeskanowałam. Chciałam najpierw zrobić ksero w centrum handlowym, ale aż taka głupia nie jestem. Jeśli ktoś od Igora za mną łazi to żadne ksero nie jest bezpieczne. A dysku mi nie przetrzepie. Musiałby go ukraść, ale to tylko po moim trupie.

- I on to wszystko trzymał w domu?!

- Jak widzisz.

- Albo był naprawdę głupi, albo rzeczywiście bał się wszystkich i wszędzie węszył zagrożenie. Ciekawe, ciekawe – mówił Michał, przeglądając teczki Wieśka.

- Wiesz, ja niezbyt wiele z tego potrafię zrozumieć, ale z tego, co zauważyłam, na Igora nic tam nie ma.

- Mówiłaś. Zresztą sam widzę. Za to możemy rozwalić im całe zagraniczne przedsiębiorstwo.

- Nie całe. Na Włochów nic tam nie ma. Na Igora też nie. Jestem pewna, że jak się jedno z drugim poskłada, to będzie już pełny obraz.

- Być może.

- Z tych listów Angeli do Wieśka to wiem tylko tyle, że ona musiała być dobrze zorientowana. Nie wiem, co ich tak naprawdę łączyło, bo pisać to mogła do niego wszystko. Zna większość, o ile nie całą, polską bandę. Jestem pewna, że zna Igora. Jak zna innych, to zna i jego. Musisz ją znaleźć. Jak ty jej nie znajdziesz, to ja to zrobię. Znajdź ją.

- Obawiam się, że najpierw będziemy musieli rozprawić się z tym, co już mamy. Myślisz, że szef pozwoli, żebym zajmował się jakąś kobietą, zamiast likwidować bandę? Nie zdajesz sobie nawet sprawy z tego, jak twarde dowody właśnie mi dałaś.

- Zupełnie. Nie znam niemieckiego. Coś tam rozumiem, ale nie można tego nazwać znajomością języka.

- Pójdą siedzieć na długie lata. Dublin, Belgia, Czechy, Niemcy. Wszystkie nitki, kanały, towary, fabryki, nazwiska, umowy. Nie wiem jak to się znalazło u Wieśka, ale jest tu wszystko.

- No jak to jak? Jakbyś Wieśka nie znał. Gwizdnął komuś albo którąś z panienek do tego namówił. Przecież on uczciwość pojmował na swój własny sposób.

- Martwi mnie to, że nie mogę tych papierów w żaden sposób powiązać z naszymi i z ludźmi Igora. On musiał coś na nich mieć. Był dokładny.
- Wyjątkowo.

- Na Włochów mamy tylko to, co znalazłaś z Tomkiem.

- I pewnie nic im nie można udowodnić, bo nawet jak tam wpadniecie, to przecież przetwórstwo owoców nie jest nielegalne. Ukryją wszystko. Nie wierzę, że już nie zaczęli sprzątać, przenosić interesów.

- Na razie nic im nie udowodnimy.

- Wyprą się wszystkiego. Założę się, że jeszcze będą ściemniać, że nic nie wiedzieli o narkotykach. Cholera, cholera, cholera! Myślisz, że Igor mnie ukatrupi?

- Wiesz, że nie pozwolę na to.

- Ty coś kombinujesz – stwierdziłam, spoglądając na Michała.

wtorek, 19 marca 2013

To skomplikowane - cz. 21



- Uspokój się. Zaczynasz histeryzować.

- Dziwisz mi się?! To nie ciebie chcą wykończyć. Zresztą co ja w ogóle mówię. Gdyby chcieli ukatrupić ciebie, to ty byś się obronił, a ja co?

- Do jasnej cholery uspokój się i zechciej mnie wysłuchać!

- .... ok ok... już nic nie mówię....

- Wpadnę do ciebie wieczorem i na spokojnie porozmawiamy, pokażesz mi wszystko. Igor nie musi o niczym wiedzieć. Zdajesz sobie przecież sprawę z tego, że nie zrobię żadnej głupoty przez którą miałbym stracić ulubioną kuzynkę. Co ja mówię – siostrę właściwie. Jestem dla mnie jak siostra i chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym ci zrobić krzywdę.

- No... nie....

- Napij się herbaty czy coś i poczekaj na mnie.

***

Łatwo mu mówić, uspokój się. Przecież jestem jednym ogromnym stresem. Zewsząd czyhają na moje życie. Nie wiem, czy spotkany przypadkiem na ulicy człowiek, nie znalazł się tam wcale nie przypadkiem, tylko specjalnie i tylko po to, aby śledzić mnie i wybrać odpowiedni moment do ukręcenia mi łba bez świadków. Papiery papierami, a na Igora dowodów brak. Jeżeli ktokolwiek wie coś o powiązaniach z Polską to jest ta jakaś Angela. W listach do Wieśka powiela się wszystko to, o czym policja wie, co jest w papierach. Skoro Angela pisała do niego, wymieniając Karła i Słomę, to pewnie musi znać też Igora. Oni dwaj są jego ludźmi, podobnie jak ten jakiś Drzazga i ta cała reszta. To że ich nie wymieniła z imienia, ksywy czy czegokolwiek, wcale nie znaczy, że ona nic nie wie. Może też jest zamieszana w tę sprawę? A w ogóle kim była ta kobieta, którą Igor podwoził na Korzenną. On, jak sam twierdził, brzydził się zawsze takich kobiet, bo woli panie w stylu lalek barbie – im więcej sztuczności tym lepiej, im bardziej plastikowa – tym bardziej on zainteresowany. Do dziś nie potrafię zrozumieć, dlaczego przyczepił się do mnie i zapewniał o swojej wielkiej miłości, skoro zupełnie nie byłam w jego typie. Możliwe że ma to związek z Wieśkiem i tą całą bandą. Jestem coraz bardziej pewna, że znajomość ze mną i deklaracje płomiennych uczuć miały go tylko do Wieśka zbliżyć? Może Igor wiedział, że z jego strony coś mu grozi?

Wiesiek jako taki sam w sobie niebezpieczny wcale nie był. Egoista, który chciał ugrać dla siebie jak najwięcej. Gdyby mógł dostać sporo bez sypania, to na żadną policję by nie poszedł. Dowodów by nie zniszczył, bo taki głupi nie był. W razie śmierci wiadomo byłoby czyja to sprawka. Z drugiej jednak strony musiał już chyba od dłuższego czasu trząść się o swoje nędzne istnienie. Inaczej nie zostawiłby tych rzeczy w schowku i przede wszystkim nie pisałby maila do mnie. Wiedział, że i tak go zechcą wykończyć. I zrobili to. Ciekawe czy oni mają świadomość, ile on tak naprawdę wiedział i jakimi dowodami dysponował, czy może uważali, że on tylko blefuje, aby ugrać więcej?

Nie zdziwiłabym się, gdyby Wiesiek przesadził z żądaniami. Od zawsze cechowała go zdolność do przesady. Coś takiego jak moralność to według niego istniała wyłącznie w odniesieniu do Kanta, bo jeśli o Wieśka chodziło, to z moralnością po drodze mu nie było. Lojalny też nie był wobec nikogo i wobec niczego. Nie chciał i nie musiał. Może ewentualnie jakieś resztki lojalności przejawiał wobec mnie. Myślał zawsze o sobie. Pieprzony egoista. Ojca i matkę by sprzedał za błyszczące blaszki. Co więcej, był tchórzliwy, choć chojraka często zgrywał, a jak przychodziło co do czego, zawsze podkulił ogon. Gdy czuł się pewnie, ujadał jak jakiś zły pies, jazgotał i wrzaskiem podkreślał swoją rację, choć mógł nie mieć ani jednego argumentu. O wszystkich wokół zbierał niewygodne informacje, ale nie ujawniał ich, chyba że kogoś szantażował. To on potrafił doskonale. Uwielbiał ludziom podkładać świnie, snuć marzenia o byciu bogatym, opowiadać o haremie kochanek, które mieć będzie, gdy już będzie bogaty. Nie wiem, czy ktoś poza mną wiedział, że on wszystkiego się bał. Tchórz nad tchórze. Król tchórzy. Jednak zawsze i w każdych okolicznościach zgrywał cwaniaka. Wreszcie się przeliczył. Już dawno przepowiadałam mu taki marny koniec.

Bandziory musiały się go mocno bać. Wykończyli go tak, żeby mieć pewność, że trupem jest i trupem zostanie. A jeśli ta Angela go zdradziła? Ktoś coś musiał bandzie powiedzieć. Następna w kolejce jestem ja. Póki Igor się nie dowie tego, co ja wiem i ile wiem, nic mi nie grozi. Muszę milczeć jak grób, jak kamienie w polu. Jedyną osobą, której mogę cokolwiek ze szczegółami powiedzieć jest Michał. Choć jeśli wypaplam za dużo, to nawet on wraz z całą policją tyłka mi nie ochronią. Wątpię czy nawet trzymanie mnie pod kluczem w celi uchroniłoby mnie od rychłego zejścia z tego świata. Nie jest dobrze. Muszę znaleźć dowody na Igora. Muszę znaleźć Angelę.

Zwykło się mówić, że Polak potrafi. Nasi potrafią aż za dobrze. Igora nie można z niczym powiązać. Co z tego, że ja go z nimi widziałam. Co z tego, że słyszałam jego rozmowy. Gdybym chociaż miała tyle rozumu i nagrała cokolwiek, to zawsze można by mu udowodnić groźby karalne. Znajomości z bandytami się nie wyprze. Jednak znajomość z bandziorem nikogo nie czyni przestępcą. Trzeba by udowodnić, że jakieś biznesy razem robili, a to że spotkał się z tym czy z tamtym, że sobie pograbili ziemię wokół grobów na cmentarzu czy posiedzieli na ławeczce, nie znaczy zupełnie nic. Przecież nawet Michał nie miał pojęcia, że ten kretyn jest zamieszany w tę aferę. Może gdybym pomyślała i była milsza dla palanta, to by się sypnął...? Ale wątpię. Przez tyle czasu ukrywał prawdę...

wtorek, 12 marca 2013

To skomplikowane - cz. 20.



- No przecież jesteśmy rodziną – powiedziała z uśmiechem Joanna.

- Jaką znowu rodziną?!

- Normalną. Tomasz jest kuzynem mojego męża. Synem kuzyna mojego teścia. Nie jest to może najbliższa rodzina, ale obaj bardzo się lubią. Zresztą rodzina Karola jest zżyta i wszyscy się spotykają na uroczystościach rodzinnych.

- Słucham?! No pięknie. Gdzie się nie ruszę, trafiam na ludzi, z którymi mam wspólnych znajomych.

- Przecież Tobie zawsze przydarza się to, co nie spotyka innych ludzi. Skarbie, jesteś wyjątkowa.

- Dziękuję za taką wyjątkowość.

- Lecę. A ty się pilnuj.

- Ty też.

Joanna wysiadła z samochodu i poszła. Usiłowałam przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam. Czemu do licha ci wszyscy ludzie wokół mnie się znają? Czy ja nie mogę poznać kogoś z kim nie mam żadnych wspólnych znajomych? Musiałam pojechać do domu, aby przejrzeć te wieśkowe papiery. Wypadało też zadzwonić do Michała i zrobić jakieś zakupy.

***

Wróciłam do domu z kolejnymi balsamami, szamponami, kremami i ubraniami. Wydawało mi się, że miałam jakiś ogon i szczerze mówiąc, nie mogłam być pewna, czy byli to ludzie Michała, czy może jednak ludzie Igora. Na wszelki wypadek wolałam udawać bardziej skretyniałą niż jestem. Papiery z teczek Wieśka niewiele mi powiedziały, bo większość z nich była po niemiecku. Jednak z tego, co zdołałam jakimś cudem zrozumieć, wywnioskowałam, że te dowody starczą tylko na zamknięcie interesów bandy w Niemczech, Belgii i w Dublinie. Być może też w Czechach. Na Igora nic tam nie mogłam znaleźć. Wiedziałam, że ta świnia siedzi w samym środku tego bagna, tylko jeszcze nie wiedziałam, jak znaleźć na to dowody. Były tylko poszlaki. Igor doskonale się pilnował. Do wszystkiego miał ludzi. Nie ulegało wątpliwości, że chciał mnie wykończyć. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Przecież nie mogłam mu nic zrobić. Słowo przeciwko słowu. Postanowiłam zadzwonić do Michała.

- Cześć. Byłam u Wieśka na Ogrodowej.

- Zwariowałaś?!

- Nie. Znalazłam się tam przypadkiem. Nie zamierzałam tam jechać. Spotkałam Igora koło cmentarza i udało mi się podsłuchać jego rozmowę z jednym takim. On mnie chce wykończyć, choć jeszcze nie teraz.

- Tego się spodziewałem. Ale... nie mamy na niego żadnych dowodów. Nie możemy nic mu udowodnić. Nawet mandatu nie można mu wypisać, bo się pilnuje.

- Wiesz, on odwoził jakąś kobietę do takiego zielonego domu na Korzennej. A potem pojechał na Ogrodową. Jednemu debilowi kazał mnie śledzić. Nic więcej nie wiem, bo poszedł sobie, ale udało mi się wejść do mieszkania Wieśka.

- Jak?

- Normalnie. On zawsze w jednym stopniu trzymał zapasowe klucze tak na wszelki wypadek.

- Pewnie pozrywałaś plomby?

- Nooo... inaczej się nie dało. Starałam się nie zostawiać tam moich odcisków, ale i tak nie da się ukryć, że tam byłam. Coś mi za to grozi?

- Zwariuję przez ciebie. Jasne, że tak. Jeszcze się pytasz? Całe szczęście, że mi o tym powiedziałaś, bo byłyby znacznie większe kłopoty. Znalazłaś coś?

- Teczki z papierami. Głównie po niemiecku. Nie mogę ci ich przynieść, bo jak Igor zobaczy... dowie się... Póki milczę, jestem względnie bezpieczna. Wybacz, ale nie mogę ci ich dać, bo...

- Nie, no tobie już zupełnie rozum odjęło! Przecież tam na pewno są ważne dowody!

- Są! Całe mnóstwo! Ale nie ma nic na niego! Jak ich rozgonicie, to on mnie wykończy! Ja nie chcę! On będzie wiedział, że to przeze mnie! Tam jest wszystko! Większości nie rozumiem, ale to co rozumiem i tak wystarczy, aby rozwalić tę bandę! Tylko na niego tam nic nie ma! Nie ma! Rozumiesz?!


niedziela, 10 marca 2013

bajki na dobranoc - 24 godziny. (cz. 2)

Oderwała się od jego ust i lekkim ruchem ciała skłoniła go, aby położył się na plecach. Wsunęła palce w jego ciemne włosy. Bawiła się nimi, ocierając twarzą o jego szorstkie policzki, pokryte dwudniowym zarostem, szukając nosem miejsc, w których mogłaby wwąchiwać się w zapach jego skóry. Pochwyciła dłońmi jego dłonie, splatając ich palce, przesuwała usta po jego twarzy aż do szyi, przy której na moment zatrzymała się, pozwalając odurzyć się zapachowi rozgrzanej skóry. Wiedział, że ta kobieta ma nad nim władzę. W tej chwili zrobiłby dla niej wszystko, powiedziałby jej wszystko. Pragnął właśnie jej, a im więcej do niej czuł, tym pragnął jej bardziej. Chciał, aby zapomniała się w jego ramionach, by krzyczała, jęczała, wznosząc się i opadając... 

Westchnął cicho. Puściła jego dłonie i  patrząc mu w oczy, kreśliła palcami na jego ciele niewidzialne linie, fale. Wilgotnymi wargami, gorącym oddechem wyznaczała ścieżkę w dół po szyi, mostku, brzuchu... Poniżej pępka zatrzymała się, spojrzała niżej w stronę jego męskości... Nie potrzebowała zadawać żadnych pytań, wystarczyły reakcje jego ciała. Poczuła się jak w ciepłym kokonie. Złapał szybko jej nadgarstki i pociągnął ją w górę. Wplótł dłoń w jej włosy, drugą położył na jej plecach. Przyciskając ją mocno do siebie, usiadł na łóżku po turecku, a ona opadła delikatnie na jego uda, oplatając go nogami. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, niecierpliwymi wargami badał jej szyję, płatki uszu, szepcząc wszelkie miłosne zaklęcia. Trzymając ją mocno, odchylił ją lekko. Wygięła plecy w łuk, pozwalając, aby pieścił zagłębienia przy szyi i obojczykach, by wytyczył oddechem drogę do jej piersi, aby móc lizać je i ssać, przygryzać wargami jej sutki. Raz po raz oblewały ją fale gorąca. Czuła, że jeśli zaraz w nią nie wejdzie, spali się na popiół, eksploduje. 

Objął jej plecy i szyję, wchodząc w nią łagodnie. Powolne ruchy... unoszenie się i opadanie... Zarzuciła mu ręce na kark, aby móc poruszać się w tym samym, co on rytmie. Zaczęła szybciej oddychać, więc zbliżył usta do jej ust, uspokajając ją swoim oddechem, zwalniając, aby oboje mogli delektować się bliskością swoich ciał, jednością. Czuła się bezpieczna i szczęśliwa w jego ramionach. Spojrzała w jego oczy, które stały się ciemniejsze pod wpływem pożądania. Ułamki sekund utkały silniejszą nić pomiędzy nimi. Nigdy wcześniej nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie spoglądać tak głęboko i w takim momencie w swoje oczy. Była pewna, że zajrzał w jej wnętrze. Nie tylko oplatała go swoim nagim ciałem, miała także obnażoną duszę. Przeszły ją ciarki. Wiedziała, że już niczego nie zdoła przed nim ukryć. 

Poruszała się delikatnie w górę i w dół na jego udach. Przez ich splecione ciała przepływała energia miłości, energia życia. Czuli własne ciepło, które pulsowało w nich, rozchodząc się we wszystkich kierunkach, jakby płynęło w ich żyłach. Przyspieszone spłycone oddechy... Przywarł ustami do jej ust. Wpił się w nie. Chwyciła go mocniej za szyję. Jęknęła cicho. Przycisnął ją silniej do siebie i przejął całkowitą kontrolę nad ich ruchami, nie przestając spijać słodyczy z jej ust. Westchnął, wtulając twarz w jej włosy. Jęknęła kolejny raz i kolejny, wyginając się w łuk, by po chwili przysunąć policzek do jego policzka, chowając się w jego ramionach. 

Strużki potu spływały po ich rozgrzanych ciałach. Z trudem chwytali powietrze. Ogarnęła ich błogość spełnienia. Nie przestawał tulić jej mocno do siebie. Całował ją po powiekach, policzkach, ustach... Szczęśliwy. Szczęśliwy, że wreszcie miał ją przy sobie, że przestała być mgłą, która zasnuwała jego myśli i pamięć. Już nie była tylko marzeniem. Stała się realna i bliska bardziej niż mógłby się tego spodziewać. Poczuł wilgoć na swojej twarzy. Spod powiek wykradły się jej strużki łez. Tęskniła za nim, ale wciąż bała się do tego przyznać nawet w myślach przed samą sobą. Jakby ta tęsknota dawała mu nad nią władzę, jakby miała ją zniewolić, uzależnić. Bała się. Obawiała się tego, że przed nimi może nie być żadnej przyszłości. Podarowali sobie dzień i noc, dobę, dwadzieścia cztery godziny. 

        Oddechy stopniowo uspokajały się. Puściła jego szyję i opadła na łóżko. Ułożyła się na boku, zwijając w kłębek. Rozczuliła go. Pogładził ją po twarzy, kładąc się obok, twarzą zwrócony do niej. Otoczył ją ramieniem, przyciągając do siebie. Ukryła twarz w jego piersi, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Była pewna, że kocha tego mężczyznę. Jednak obawiała się głośno zapewnić go o swojej miłości. Deklaracja. Zobowiązanie. 

Odnalazł jej twarz. Kantem dłoni wytarł strumyczki łez, płynące po policzkach. Pocałował jej czoło, muskając delikatnie ustami, jakby całował motyla. Nie mógłby skrzywdzić tej kobiety. Odgarnął jej włosy, które zdążyły już opaść na oczy. Zbliżył usta do jej ucha, mówiąc cicho: "Zostań ze mną. Na zawsze. Kocham cię." 

Milczała. Przesunęła dłonią po jego klatce. Miękko dotknęła skóry, pod którą kryło się jego serce. Uniosła lekko głowę, spoglądając wilgotnymi, bardziej zielonymi niż zwykle, oczami. Nie mówiąc nic, pocałowała go, wtulając się z całych sił w jego ciało. Ustami przy jego ustach wyszeptała: "Kocham ciebie. Ciebie i tylko ciebie."


K.O.N.I.E.C.

sobota, 2 marca 2013

bajki na dobranoc - 24 godziny. (cz. 1)



Szum wody lejącej się z prysznica zagłuszał wszystkie inne odgłosy wokół. Zmarzła. Drżąc z zimna, szybko zrzucała z siebie kolejne części garderoby... cienki sweterek w kolorze zimowego szarawego błękitu nieba, spodnie, które barwą przypominały parującą, poranną kawę z mlekiem, wreszcie czarną, mocno prześwitującą bieliznę, z delikatnej koronki. Spojrzała w lustro na swoje ciało, na krągłości, krzywizny, łuki, rysujące się pod skórą mięśnie, które kurczyły się pod wpływem chłodu. Zrobiła krok w stronę prysznica i po chwili zanurzyła się w gorącym deszczu szybko spadających kropel. Wsiąkały w jej włosy, spływały po twarzy, ramionach, plecach, po niewidzialnych liniach, po których on uwielbiał przesuwać swoje palce i usta. Zamknęła oczy, pozwalając, aby woda pieściła jej skórę, tak jak on zwykł to czynić. Kilka myśli o nim wystarczyło, aby jej ciało rozgrzało się, pobudziło. Czuła, że nie wytrzyma ani chwili dłużej bez niego. Zakręciła wodę i sięgnęła po ręcznik. Lekko wycisnęła w niego swoje włosy. Wytarła stopy, aby nie zostawiać na podłodze mokrych bosych śladów i owinęła się ciasno ręcznikiem, jakby zapominając, że jej skóra nadal jest mokra od ciepłych kropel. Cicho otworzyła drzwi i bezszelestnie zrobiła kilka kroków. Nie słyszał jej. Siedział plecami do niej, wpatrzony w ekran komputera, zatopiony we własnych myślach, zupełnie pochłonięty pisaniem. Podeszła do niego, stanęła tuż za nim, sycąc oczy jego widokiem. Wyczuł jej wzrok i odwrócił głowę. Zapytała, czy nie widział jej szlafroka, ale on nie słyszał jej słów, wpatrzony w wilgotne włosy, które schnąc, lekko falowały. Patrzył na jej nagie ramiona i stopy... Tak bardzo jej zapragnął. Stała na wprost, uśmiechając się delikatnie samymi kącikami ust. Wystarczyło wyciągnąć rękę, aby jej dotknąć, przecież była tak blisko... Spojrzał jej w oczy, a ona powtórzyła pytanie. 

"Zimno ci?" - odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kiwnęła głową, a on wyciągnął do niej rękę, chcąc ją złapać za nadgarstek i pociągnąć na swoje kolana. Nie zdążył. Odsunęła się odruchowo, kiedy usłyszała stukot spadającej na podłogę książki, którą trącił łokciem, chcąc szybko pochwycić ją w swoje ramiona. Rzuciła mu szybkie spojrzenie, dotknęła dłonią jego ramienia, ledwie wyczuwalnie i ukucnęła, aby podnieść leżącą książkę. Krok, zgięcie kolan, ruch w dół poluzowały ręcznik. Wstała, podając mu opasłe tomisko w czerwonej okładce. Sięgnęła ręką do włosów, aby odgarnąć grzywkę z czoła. Tego ręcznik już nie wytrzymał i obsunął się powoli z jej ciała... Miał ją o krok od siebie... delikatną... drżącą... nagą...

Nie mógł oderwać od niej oczu. Podobała mu się taka bez tych wszystkich upiększaczy, makijaży, ubrań, za którymi mogła się schować. Była taka bezbronna. Sam nie wiedział, dlaczego jej widok tak go rozczulił. Wyciągnął dłoń po książkę, którą mu podała. Odłożył ją na blat biurka i wstając z krzesła, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Przywarła mocno do jego ciała, kuląc się, drżąc. Jej gładka skóra zdążyła się już wychłodzić. Objął ją mocno ramieniem, a dłonią odgarnął jej z twarzy ciemne krótkie falujące włosy. Zamknęła oczy i jeszcze mocniej przycisnęła się do niego. Czuła jego zapach, który sprawiał, że miękły jej kolana. Wtulił twarz w jej włosy, a przez głowę przebiegła mu myśl o pracy, której nie zdążył skończyć. Poczuł jak dreszcz wstrząsnął jej ciałem i myśli o pracy odpłynęły daleko. Czuł tylko narastające pożądanie, którego już nie potrafił ukryć i dziwną tkliwość. Pragnął jej z każdą chwilą. Nie mógł pozwolić, aby marzła, stojąc naga, bosa, choć otulona jego ramionami. Kiedy jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele, westchnęła, tłumiąc cichy jęk... Już wiedział, że pragnie go tak samo mocno, jak on jej. Spojrzała mu w oczy i wyszeptała: "Jestem tylko twoja. Pragnę cię." 

Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, ułożył delikatnie na łóżku. Siadając obok, musnął jej ramię. Była taka piękna. Tylko jego. Lubił napawać się widokiem jej nagiego ciała, kiedy leżała tak z przymkniętymi powiekami. Wiedziała, że zachłannie się w nią wpatruje, z każdą chwilą stając się bardziej jej spragniony, wygłodniały bliskości jej skóry. Uśmiechnęła się, przygryzła lekko dolną wargę. Czekała... 

Chciał jak najszybciej ściągnąć z siebie ubranie, ale oporne guziki od koszuli wciąż dzieliły ją od niego. Czuł, że musi pozbyć się tkanin, które go krępowały, chciał być blisko niej, zatopić dłonie w jej włosach, całować... Zrzucił wreszcie koszulę i pozostałe części garderoby. Z trudem powstrzymywał się, aby nie rzucić się na nią, jak głodne zwierzę. Ułożył się przy niej i wpatrując się w jej piersi, falujące przy każdym oddechu, opuszkami palców wodził po jej twarzy... po skroniach, powiekach, policzkach, miękkich czerwonych wargach... Otworzyła oczy i pociągnęła go ku sobie. Nakrył ją swoim ciałem, całując jej usta. Oddawała mu pocałunki delikatnie, jakby nieśmiało, ale jej dłonie przeczyły temu onieśmieleniu. Coraz odważniej przesuwały się po jego ciele, oddech się przyspieszył. Pozwoliła, aby jego niecierpliwy język wdarł się w jej usta, spotkał z jej językiem, aby rozpoczęły swój zmysłowy taniec... przyciąganie, odpychanie, wicie się... Ustami pochwyciła jego język... zaczęła go ssać, by po chwili skupić się na jego dolnej wardze, łagodnie ją podgryzając. Jego ręce badały każdy skrawek jej ciała, odnajdywały łuki, zaokrąglenia, sunęły śmiało gładką drogą jej jasnej skóry, po szyi aż do miękkich piersi i w dół, ścieżką po brzuchu coraz niżej i niżej...

sobota, 23 lutego 2013

Bajka o Motylce i Muszku. - Jak to Motylka do Muszka wędrowała i co się stało, gdy się spotkali.



tup... tup... tup.. tup..tup.tup.tuptuptuptuuuuuu......

cholera, no zapadam się, a już myślałam, że ze mnie elf jaki - pomyślała Motylka - jak nic, śnieg zmoczy mi skrzydełka, a tam pan Muszek na mnie z herbatką czeka...

w tym samym czasie...
Gdzie ta Motylka mi się ukryła,
że mnie samego tu zostawiła?
Siedzę i czekam, wyglądam i stoję,
dopóki nie przyjdzie, się nie uspokoję.
auuu.... zaspa i zaspa, tam zaspa kolejna... z nieba coś leci, małego białego, migocze w tych światłach... mokre mam włosy, mokre skrzydełka, tu zakręt, tam las, nigdzie nie widzę upragnionego światełka...
Motylka przedziera się przez śniegi, pola i lasy. Skrzydełka ma mokre, lecieć nie może, a tam chory pan Muszek już na nią czeka... Opatulona w czapkę, szalik i za duże buty (no bo jak tu coś kupić dla Motylki, wszak zwykle latają w zwiewnych kiecuszkach albo i bez...), w jakiś kawał futra wciąż się zapada, bo całe to odzienie cięższe od Motylki... ale Motylka twarda jest...

trzeba mi było wczoraj zawrócić... jak ja wyglądam... jak pokraka jakaś w tych wielkich wełnianych łachach... flaszka jakaś by się przydała, golnąć łyka czy dwa, to by i raźniej się szło, i weselej i cieplej... pan Muszek tam czeka sam jeden biedaczek...
tuptuptuptuptuptuptuptuptuptup..... tuuup... tuuuup.... tuuuup....tuuuuuupppppupuuuppp.... i gleba!

szlag by to... śnieg choć mokry wcale nie smaczny... widzę światełko już biegnę kochany!
Gdzie mi Motylka moja przepadła?
A może ją jaka sowa ukradła?
Przedziera się sama przez lasy, doliny
Do pana Muszka, swego samotnego chłopczyny.
tup tup tup..... gleba! tup tup tup..... gleba! tup tup tup..... gleba!
już widzę światło! Mój Muszek kochany, czeka na mnie w okienku z herbatką i prądem... eeeeeee.... z herbatką z prądem.... ogień się pali w przepięknym kominku, a przed nim skóra....

Już słyszę, już puka kochana, jedyna!
Motylka moja delikatniejsza niż malina!
Łup łup łup! Łup łup łup! - rozlega się walenie do drzwi...

Jestem o piękna, już biegnę, otwieram...
Eeeeeee... ki diabieł?!
To ja Motylka, Twoja ukochana...

Motylka?
Nie wierzę!
Poczekaj... patrz! Nie uciekaj!

Czapka w kąt... szalik też... a za nimi rękawice...

Włącz jakąś muzykę, proszę Cię bardzo i napal w kominku, bo zimno mi będzie.

Muzykę?
Kominku?
Zimno?
Muzyka włączona, kominek się pali (znaczy drewno w kominku)...

Jeden kop... poleciał but... drugi kop.... poleciał i drugi... trzeci... aaaaaa już nie ma czym ;)


Tararararararaaam tadam tadam..... tararararararaaaaaam tadam tadam.....
jeden sweter
drugi sweter
trzeci sweter
czwarty sweter
piąty... aaaaa to już sukienka i jeszcze rajstopy...


Zimno mi Muszku mój drogi jedyny...
Wybacz kochana, ale chyba nie z mojej winy?
Kto ci się kazał rozbierać mój skarbie?

Ale te stępory i wory...
szmaty i łachy....
No chodź tu Maleńka to ciebie ogrzeję.
Masz szczęście, bo wyrośnięta ze mnie mucha,
więc gdzie trzeba to ci nachucham,
byś nie mówiła, że zimno i wieje, ja ciebie rozgrzeję.


Podeszła Motylka do Muszka nieśmiało...
Stanęła na palcach, aby się lepiej całowało...


Chudy masz tyłek moja kochana,

A coś ty myślał, żem gruba jak świnia bez tego łachmana?


K.O.N.I.E.C.



środa, 20 lutego 2013

bajki na dobranoc - Czekolada z malinami.



Otworzyła leżącą na biurku tabliczkę czekolady z malinami. Od niedawna zasmakowała w tej ciemnej przyjemności z dużą ilością kakao. Odłamała kawałek z płaskiej tabliczki, włożyła do ust, włączając muzykę. Podwinęła nogi i wygodniej usiadła na krześle. Zamknęła oczy, delektując się nowym smakiem. Jej myśli płynęły swobodnie. Czekała. Nie słyszała zgrzytu klucza w drzwiach.

Zrobił dwa kroki, odwiesił płaszcz i zdjął buty. Wszedł na chwilę do łazienki. Nie zachowywał się cicho, ale ona go zupełnie nie słyszała. Zasnęła. Kiedy wyszedł z przybytku czystości, podążył śladem dźwięków, płynących jakoś tak niespiesznie, powoli, leniwie. Zobaczył ją śpiącą, zwiniętą w kłębek, wtuloną w twarde oparcie drewnianego krzesła. Jest piękna - pomyślał, dotykając delikatnie opuszkami palców jej policzka. Drgnęła, ale nie otworzyła oczu. Musnął ją dłonią po karku... Zbliżył usta do jej szyi i odkrytych ramion. Nie mógł powstrzymać się, aby nie ucałować jej chłodnej, gładkiej, miękkiej skóry. Uwielbiał jej smak. Uwielbiał badać fakturę i krzywizny jej ciała ustami. Wodzić po niewidzialnych liniach językiem. Kiedy tak spała, wydawała mu się jeszcze bardziej delikatna i krucha. Czasem nawet bał się dotykać jej takiej uśpionej, jakby miał jej samym muśnięciem skóry zrobić krzywdę. Za nic by się do tego nie przyznał. Nie chciał wydać się śmiesznym.

Kiedy brał ją na ręce, aby przenieść do sypialni, cicho westchnęła. Zaniósł ją do pokoju o zielonych ścianach i położył na łóżku. Usiadł obok, patrząc na firanki jej rzęs u przymkniętych powiek, na piersi falujące w rytm wdechów i wydechów. Nagle jej zapragnął... Położył się obok, gładząc delikatnie jej ramię. Dziewczyna wygięła się, wyprostowała, aby zaraz po chwili podkurczyć nogi i otworzyć oczy. Uśmiechnęła się lekko i patrząc mu w oczy pocałowała go, pociągając delikatnie za kołnierz koszuli, aby przysunął się bliżej. Nie przestając całować jego ust, rozpinała mu szybko guziki od koszuli, pasek od spodni...

Podobała mu się jej odwaga. Szybko zrzucił z siebie ubranie, widząc, że rozpina swoją cienką spódnicę z niebieskiego jedwabiu. Nakrył ją swoim ciałem, pieszcząc jej uda delikatnym materiałem, całując jej szyję i dekolt. Czuł jak zaciska nogi na jego dłoni, więc zsunął z jej nóg spódnicę. Podwinęła szary sweterek, odsłaniając swój brzuch. - poprosiła, uśmiechając się zachęcająco...

"Mógłbyś przynieść czekoladę, którą zostawiłam na biurku?" - poprosiła, uśmiechając się zachęcająco.

Wyszedł, wracając po chwili z tabliczką napoczętej czekolady. Jego wzrok padł na jej odsłonięty brzuch... Poprosiła, aby podał jej kawałek. Wzięła czekoladę, zwilżyła lekko usta językiem i powoli przesunęła po wargach odłamaną ciemną kostką o smaku malin z kakao. Czekolada stopiła się, zostawiając ślady na jej ustach. Usiadła, chwytając go za rękę, pociągnęła go ku sobie, opadając na plecy. Spoglądając jej w oczy, ujął ręką jej policzek i musnął językiem jej wargi, smakując ją niespiesznie.

Podwinął jej szary sweterek jeszcze wyżej, aby odsłonić cały brzuch, po którym rysował niewidzialnie linie. Zbliżył do niego swoje usta... Zrobiło się jej gorąco, gdy poczuła jego ciepły oddech, schodzący coraz niżej, aż do linii jej majtek. Ściągnęła z siebie sweter. Wplotła palce w jego włosy.

Cały czas nie przestawał się z nią drażnić, krążąc wokół jej majtek. Zaczęła szybciej oddychać, tłumiąc cichy jęk. Myślała tylko o tym, aby wreszcie ściągnął z niej tę czarną bieliznę... Jednak on miał coś innego w planach. Lekko napierając na nią, przewrócił ją na brzuch. Sunął ustami po linii wzdłuż jej karku, po linii kręgosłupa, po drodze odpinając stanik. Wiedział, że ma bardzo wrażliwe plecy, a kiedy jest lekko podniecona, nawet dotknięcie samymi tylko opuszkami palców odczuwa zwielokrotnione, drżąc. Odwrócił ją z powrotem na plecy, a ona zdjęła rozpięty stanik. Dzieliły ich nadal jej majtki...

Wziął leżącą nieopodal na łóżku czekoladę, odłamał kawałek, polizał i zaczął, topiącą się kostką, rysować na jej brzuchu fale, aby po chwili tak wolno, jak był w stanie wytrzymać, zlizywać je...

Widział, że zamyka oczy, zsunął niżej dłonie, ściągając z niej majtki. "Proszę... proszę..." - wyszeptała cicho, a zaraz po chwili westchnęła. Kiedy przesuwał swoją dłonią wzdłuż jej uda, jęknęła, najpierw cicho, później głośniej.

Lubił się z nią drażnić. Lubił obserwować reakcje jej ciała. Lubił widzieć, że go pożąda, że go pragnie.

Rozsunęła uda, aby mógł wejść w nią wreszcie. Tym razem nie zwlekał i po chwili ciepło zaczęło rozchodzić się w ich ciałach. Stopniowo rosło, rosło coraz bardziej, aby wybuchnąć...

Otworzyła oczy. Czuła jego oddech tuż przy swojej szyi. Nakrywał ją swoim ciałem, wtulony twarzą między szyję, a obojczyk, spełniony... Uśmiechnęła się, wplątała palce w jego włosy. Pomyślała - "jak to dobrze, że to nie był sen."



wtorek, 19 lutego 2013

Bajka o Motylce, Panu Muszku i Chrabąszczu.



Miejsce akcji: Łąka
Osoby: Motylka, Pan Muszek, Chrabąszcz

Świeci piękne słońce, jest ciepło i przyjemnie. Motylka mocuje się z tobołami, z gałązkami i trzcinkami na opał.

Uuuuuufffff.... ciężkie to. Paskudztwo jedno. Wyglądam jak jakaś pokraka i jeszcze ta stara sukienka. Uuufff jak gorąco... Widzę w oddali liście łopianu. Schowam się pod nimi. Może w cieniu odsapnę? 

Motylka dzielnie daje sobie radę. Układa te słomki, gałązki i trzcinki, ścina kolejne. Trudzi się jak drwal jaki... A pod lasem spaceruje sobie pan Muszek. Przechadza się...

Ach jak miło i przyjemnie,
gdy słonko świeci tak pięknie.
Ach jak miło dla ciała i ducha,
gdy żar z nieba bucha.

Aaaauuuaaaaa! Uugghhh. Od tego upału dwoi mi się i troi w oczach. Moje skrzydełka przypiminają zwiędnięte płatki. Mogłoby tak porządnie chlusnąć z nieba. Burza! Oooo to właśnie. 
Co mi się tak przyglądasz?!- wykrzyczała Motylka do Chrabąszcza.

Ładna jesteś. Pójdziemy na kawę?- spytał Chrabąszcz. 

Nieeeee!

Dlaczego? 

Ślepy jesteś czy o drogę pytasz?

Jaaa?

Nie, ten obok. No jasne, że Ty! Zajęta jestem. Nie widzisz?

Widzę. Co z tego. Zrób sobie wolne. Trochę przyjemności nie zaszkodzi.

Iiiiiidź sobieeee! Zajęta jestem.

No to innym razem. A wieczorem, co? Może wieczorem? Kawa, wino?

Kawa? Wino? Oszalałeś. Zimno piwo. We własnym domu. Sama. Bez ciebie.

Piwo? Co z ciebie za motylka... Pszczoła robotnica ma więcej wdzięku! - rzucił urażony Chrabąszcz i poszedł sobie.

Baran jeden. Pasożyt. - mruknęła do siebie Motylka.

A któż to tak zgrabnie rusza się na łące?
Któż to nie zwraca uwagi na słońce gorące?
Ach jaka zgrabna, piękna, wspaniała!
Taka by mi się właśnie przydała!

Pan Muszek dojrzał harującą Motylkę. Postanowił podejść i się przedstawić. Tanecznym krokiem, niesiony jak na skrzydłach, ruszył na łąkę. Po drodze spotkał Chrabąszcza.

Witam szanownego pana!
Pan też spaceruje od rana?

Chciałem wyrwać se pannę na wieczór. O tamta tam. - machnął w stronę Motylki. Jędza wredna. Żadna z niej Motylka. Nawet nie babsztyl. Babochłop jakiś.

Pan Muszek spojrzał na Motylkę. Ruszył głową w jedną i w drugą stronę. 

Motylka pan mówi?

A co pan? Jaka Motylka? Jędza nie Motylka. Znaczy Motylka ona się nazywa. Ale brudne toto, spocone, kołtun na głowie. Szkarada. Panie, już te chrabąszczówny lepsze albo żuczki. Cokolwiek, byle nie motylki.
Pan Muszek machnął tylko ręką na Chrabąszcza. Wyprostował się, poprawił ubranie i ruszył, myśląc...

Może się ze mną umówi?

Pan Muszek podąża w stronę Motylki. Motylka zapracowana, nie widzi, że ktoś się zbliża. 

Jakaś pomoc by się przydała. Związać to trzeba i upakować, to koniki polne ciągnąć pomogą... Kogo by tu... Gdzie by tu...

Dzień dobry pięknej pani!
Widzę, że jesteśmy sami,
więc może pomogę, przytrzymam, podniosę,
i jeszcze tamte źdźbła pani przyniosę.

Motylka, trzymając na ramieniu długą i ciężką, choć cienką gałązkę, odwraca się, aby spojrzeć, kto też jej pomoc proponuje. Niezdecydowana probuje odwrócić się najpierw w jedną, później w drugą stronę... Decyduje się wreszcie odwrócić przez lewe ramię i... 

Oooo jasna cholera! - Motylka przeklęła półgłosem, widząc, że przydzwoniła gałązką Muszkowi. - Uuupsss. Przepraszam bardzo. Nie chciałam. 

Nic się nie stało, twarda ze mnie mucha,
niech się pani nie martwi, nie wyzionę ducha.

Oh przepraszam pana, ja bardzo nie chciałam. Oh jak ja wyglądam? Te moje skrzydełka. Wybaczy pan, że włosy mam w lekkim nieładzie, sukienka poszarzała i twarz zakurzona. Pracuję od świtu, kurzy się, gorąco...

Nie może być, że pani sama,
tak niestrudzenie pracuje od rana.
Może się przydam, choć trochę pomogę,
a razem będziemy stanowić zgraną załogę.

Motylka spojrzała na Muszka z uwagą, myśląc...

Chude to, wysokie, lecz może się nada. Każda pomoc lepsza niż żadna. Do trzymania sznurka w sam raz.

Motylka podniosła z ziemi wielki kłębek sznurka, wyciągnęła z buta scyzoryk, otworzyła, wzięła ostrze w zęby, mówiąc...

Motylka jestem. Potrzymaj ten koniec sznurka, a ja rozwinę, odetnę, to się tamto zwiąże.

Motylka? Ach jak pięknie się pani nazywa.
Muszek jestem. Będę ten sznurek dzielnie podtrzymywał.

Miło mi bardzo Muszku. Teraz te źdźbła obwiązać trzeba, żeby nie spadły. Jeśli możesz, to przyciągnij tamte gałązki, lecz raczej na ramię ich nie bierz... 

Motylka wiąże sznurek, źdźbła zabezpieczna. Pan Muszek natomiast napina muskuły, rękawy podwija i do pracy się bierze. 
Jedna gałązka
i druga,
i trzecia,
czwarta
i piąta,
jeszcze szóstą bierze, 
a siódmą pod pachę.
Do Motylki zmierza...
Motylka odwraca się i patrzy zdziwiona...

Jakże to? Skąd w tobie te siły mój panie?

Motylko ma droga, ja nie siedzę jak inni wieczorem na tapczanie.

Nie przypuszczałam zupełnie, że dasz sobie radę.

Kochana moja, niepozornie wyglądam, cóż na to poradzę? 
  
Silny jesteś... 

Maleńka moja, duża i silna ze mnie mucha,
ponieważ nie wychowano mnie na leniucha.
Widziałem, jak męczyłaś się sama,
nie mogąc się jeszcze pozbyć tego chama.

Muszek przenosi gałązki, jakby wiatr, a nie ciężary nosił. Chwyta Motylkę za rękę...
Ładna jesteś Motylko kochana,
obserwuję cię od samego rana.
Uczyń mi zaszczyt i wybierz się ze mną na spacer,
nawet jeśli wydaję ci się pajacem. 

Oh... Muszku z chęcią ogromną wybrałabym się, ale tu jeszcze praca nie skończona. Do domu zawieźć to trzeba. A moje włosy, ubranie, ten upał i kurz...

Zrobię co trzeba, pomogę z ochotą,
nie zostawię cię samej z tą całą robotą.

Dziękuję ci pięknie Muszku wspaniały. 
  

To dla ciebie moje mięśnie są jak skały.

Pan Muszek Motylkę obejmuje czule i całuje...
 
K.O.N.I.E.C.