sobota, 2 marca 2013

bajki na dobranoc - 24 godziny. (cz. 1)



Szum wody lejącej się z prysznica zagłuszał wszystkie inne odgłosy wokół. Zmarzła. Drżąc z zimna, szybko zrzucała z siebie kolejne części garderoby... cienki sweterek w kolorze zimowego szarawego błękitu nieba, spodnie, które barwą przypominały parującą, poranną kawę z mlekiem, wreszcie czarną, mocno prześwitującą bieliznę, z delikatnej koronki. Spojrzała w lustro na swoje ciało, na krągłości, krzywizny, łuki, rysujące się pod skórą mięśnie, które kurczyły się pod wpływem chłodu. Zrobiła krok w stronę prysznica i po chwili zanurzyła się w gorącym deszczu szybko spadających kropel. Wsiąkały w jej włosy, spływały po twarzy, ramionach, plecach, po niewidzialnych liniach, po których on uwielbiał przesuwać swoje palce i usta. Zamknęła oczy, pozwalając, aby woda pieściła jej skórę, tak jak on zwykł to czynić. Kilka myśli o nim wystarczyło, aby jej ciało rozgrzało się, pobudziło. Czuła, że nie wytrzyma ani chwili dłużej bez niego. Zakręciła wodę i sięgnęła po ręcznik. Lekko wycisnęła w niego swoje włosy. Wytarła stopy, aby nie zostawiać na podłodze mokrych bosych śladów i owinęła się ciasno ręcznikiem, jakby zapominając, że jej skóra nadal jest mokra od ciepłych kropel. Cicho otworzyła drzwi i bezszelestnie zrobiła kilka kroków. Nie słyszał jej. Siedział plecami do niej, wpatrzony w ekran komputera, zatopiony we własnych myślach, zupełnie pochłonięty pisaniem. Podeszła do niego, stanęła tuż za nim, sycąc oczy jego widokiem. Wyczuł jej wzrok i odwrócił głowę. Zapytała, czy nie widział jej szlafroka, ale on nie słyszał jej słów, wpatrzony w wilgotne włosy, które schnąc, lekko falowały. Patrzył na jej nagie ramiona i stopy... Tak bardzo jej zapragnął. Stała na wprost, uśmiechając się delikatnie samymi kącikami ust. Wystarczyło wyciągnąć rękę, aby jej dotknąć, przecież była tak blisko... Spojrzał jej w oczy, a ona powtórzyła pytanie. 

"Zimno ci?" - odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kiwnęła głową, a on wyciągnął do niej rękę, chcąc ją złapać za nadgarstek i pociągnąć na swoje kolana. Nie zdążył. Odsunęła się odruchowo, kiedy usłyszała stukot spadającej na podłogę książki, którą trącił łokciem, chcąc szybko pochwycić ją w swoje ramiona. Rzuciła mu szybkie spojrzenie, dotknęła dłonią jego ramienia, ledwie wyczuwalnie i ukucnęła, aby podnieść leżącą książkę. Krok, zgięcie kolan, ruch w dół poluzowały ręcznik. Wstała, podając mu opasłe tomisko w czerwonej okładce. Sięgnęła ręką do włosów, aby odgarnąć grzywkę z czoła. Tego ręcznik już nie wytrzymał i obsunął się powoli z jej ciała... Miał ją o krok od siebie... delikatną... drżącą... nagą...

Nie mógł oderwać od niej oczu. Podobała mu się taka bez tych wszystkich upiększaczy, makijaży, ubrań, za którymi mogła się schować. Była taka bezbronna. Sam nie wiedział, dlaczego jej widok tak go rozczulił. Wyciągnął dłoń po książkę, którą mu podała. Odłożył ją na blat biurka i wstając z krzesła, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Przywarła mocno do jego ciała, kuląc się, drżąc. Jej gładka skóra zdążyła się już wychłodzić. Objął ją mocno ramieniem, a dłonią odgarnął jej z twarzy ciemne krótkie falujące włosy. Zamknęła oczy i jeszcze mocniej przycisnęła się do niego. Czuła jego zapach, który sprawiał, że miękły jej kolana. Wtulił twarz w jej włosy, a przez głowę przebiegła mu myśl o pracy, której nie zdążył skończyć. Poczuł jak dreszcz wstrząsnął jej ciałem i myśli o pracy odpłynęły daleko. Czuł tylko narastające pożądanie, którego już nie potrafił ukryć i dziwną tkliwość. Pragnął jej z każdą chwilą. Nie mógł pozwolić, aby marzła, stojąc naga, bosa, choć otulona jego ramionami. Kiedy jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele, westchnęła, tłumiąc cichy jęk... Już wiedział, że pragnie go tak samo mocno, jak on jej. Spojrzała mu w oczy i wyszeptała: "Jestem tylko twoja. Pragnę cię." 

Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, ułożył delikatnie na łóżku. Siadając obok, musnął jej ramię. Była taka piękna. Tylko jego. Lubił napawać się widokiem jej nagiego ciała, kiedy leżała tak z przymkniętymi powiekami. Wiedziała, że zachłannie się w nią wpatruje, z każdą chwilą stając się bardziej jej spragniony, wygłodniały bliskości jej skóry. Uśmiechnęła się, przygryzła lekko dolną wargę. Czekała... 

Chciał jak najszybciej ściągnąć z siebie ubranie, ale oporne guziki od koszuli wciąż dzieliły ją od niego. Czuł, że musi pozbyć się tkanin, które go krępowały, chciał być blisko niej, zatopić dłonie w jej włosach, całować... Zrzucił wreszcie koszulę i pozostałe części garderoby. Z trudem powstrzymywał się, aby nie rzucić się na nią, jak głodne zwierzę. Ułożył się przy niej i wpatrując się w jej piersi, falujące przy każdym oddechu, opuszkami palców wodził po jej twarzy... po skroniach, powiekach, policzkach, miękkich czerwonych wargach... Otworzyła oczy i pociągnęła go ku sobie. Nakrył ją swoim ciałem, całując jej usta. Oddawała mu pocałunki delikatnie, jakby nieśmiało, ale jej dłonie przeczyły temu onieśmieleniu. Coraz odważniej przesuwały się po jego ciele, oddech się przyspieszył. Pozwoliła, aby jego niecierpliwy język wdarł się w jej usta, spotkał z jej językiem, aby rozpoczęły swój zmysłowy taniec... przyciąganie, odpychanie, wicie się... Ustami pochwyciła jego język... zaczęła go ssać, by po chwili skupić się na jego dolnej wardze, łagodnie ją podgryzając. Jego ręce badały każdy skrawek jej ciała, odnajdywały łuki, zaokrąglenia, sunęły śmiało gładką drogą jej jasnej skóry, po szyi aż do miękkich piersi i w dół, ścieżką po brzuchu coraz niżej i niżej...