Szum wody lejącej się z prysznica
zagłuszał wszystkie inne odgłosy wokół. Zmarzła. Drżąc z zimna, szybko zrzucała
z siebie kolejne części garderoby... cienki sweterek w kolorze zimowego
szarawego błękitu nieba, spodnie, które barwą przypominały parującą, poranną
kawę z mlekiem, wreszcie czarną, mocno prześwitującą bieliznę, z delikatnej
koronki. Spojrzała w lustro na swoje ciało, na krągłości, krzywizny, łuki,
rysujące się pod skórą mięśnie, które kurczyły się pod wpływem chłodu. Zrobiła
krok w stronę prysznica i po chwili zanurzyła się w gorącym deszczu szybko
spadających kropel. Wsiąkały w jej włosy, spływały po twarzy, ramionach,
plecach, po niewidzialnych liniach, po których on uwielbiał przesuwać swoje
palce i usta. Zamknęła oczy, pozwalając, aby woda pieściła jej skórę, tak jak
on zwykł to czynić. Kilka myśli o nim wystarczyło, aby jej ciało rozgrzało się,
pobudziło. Czuła, że nie wytrzyma ani chwili dłużej bez niego. Zakręciła wodę i
sięgnęła po ręcznik. Lekko wycisnęła w niego swoje włosy. Wytarła stopy, aby
nie zostawiać na podłodze mokrych bosych śladów i owinęła się ciasno
ręcznikiem, jakby zapominając, że jej skóra nadal jest mokra od ciepłych
kropel. Cicho otworzyła drzwi i bezszelestnie zrobiła kilka kroków. Nie słyszał
jej. Siedział plecami do niej, wpatrzony w ekran komputera, zatopiony we
własnych myślach, zupełnie pochłonięty pisaniem. Podeszła do niego, stanęła tuż
za nim, sycąc oczy jego widokiem. Wyczuł jej wzrok i odwrócił głowę. Zapytała,
czy nie widział jej szlafroka, ale on nie słyszał jej słów, wpatrzony w
wilgotne włosy, które schnąc, lekko falowały. Patrzył na jej nagie ramiona i
stopy... Tak bardzo jej zapragnął. Stała na wprost, uśmiechając się delikatnie
samymi kącikami ust. Wystarczyło wyciągnąć rękę, aby jej dotknąć, przecież była
tak blisko... Spojrzał jej w oczy, a ona powtórzyła pytanie.
"Zimno ci?"
- odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kiwnęła głową, a on wyciągnął do niej
rękę, chcąc ją złapać za nadgarstek i pociągnąć na swoje kolana. Nie zdążył.
Odsunęła się odruchowo, kiedy usłyszała stukot spadającej na podłogę książki,
którą trącił łokciem, chcąc szybko pochwycić ją w swoje ramiona. Rzuciła mu
szybkie spojrzenie, dotknęła dłonią jego ramienia, ledwie wyczuwalnie i
ukucnęła, aby podnieść leżącą książkę. Krok, zgięcie kolan, ruch w dół
poluzowały ręcznik. Wstała, podając mu opasłe tomisko w czerwonej okładce.
Sięgnęła ręką do włosów, aby odgarnąć grzywkę z czoła. Tego ręcznik już nie
wytrzymał i obsunął się powoli z jej ciała... Miał ją o krok od siebie...
delikatną... drżącą... nagą...
Nie mógł oderwać od niej oczu. Podobała
mu się taka bez tych wszystkich upiększaczy, makijaży, ubrań, za którymi mogła
się schować. Była taka bezbronna. Sam nie wiedział, dlaczego jej widok tak go
rozczulił. Wyciągnął dłoń po książkę, którą mu podała. Odłożył ją na blat
biurka i wstając z krzesła, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Przywarła mocno do jego ciała, kuląc się, drżąc. Jej gładka skóra zdążyła się
już wychłodzić. Objął ją mocno ramieniem, a dłonią odgarnął jej z twarzy ciemne
krótkie falujące włosy. Zamknęła oczy i jeszcze mocniej przycisnęła się do
niego. Czuła jego zapach, który sprawiał, że miękły jej kolana. Wtulił twarz w
jej włosy, a przez głowę przebiegła mu myśl o pracy, której nie zdążył
skończyć. Poczuł jak dreszcz wstrząsnął jej ciałem i myśli o pracy odpłynęły
daleko. Czuł tylko narastające pożądanie, którego już nie potrafił ukryć i
dziwną tkliwość. Pragnął jej z każdą chwilą. Nie mógł pozwolić, aby marzła,
stojąc naga, bosa, choć otulona jego ramionami. Kiedy jego ręce zaczęły błądzić
po jej ciele, westchnęła, tłumiąc cichy jęk... Już wiedział, że pragnie go tak
samo mocno, jak on jej. Spojrzała mu w oczy i wyszeptała: "Jestem tylko
twoja. Pragnę cię."
Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni,
ułożył delikatnie na łóżku. Siadając obok, musnął jej ramię. Była taka piękna.
Tylko jego. Lubił napawać się widokiem jej nagiego ciała, kiedy leżała tak z
przymkniętymi powiekami. Wiedziała, że zachłannie się w nią wpatruje, z każdą
chwilą stając się bardziej jej spragniony, wygłodniały bliskości jej skóry.
Uśmiechnęła się, przygryzła lekko dolną wargę. Czekała...
Chciał jak najszybciej ściągnąć z siebie ubranie,
ale oporne guziki od koszuli wciąż dzieliły ją od niego. Czuł, że musi pozbyć
się tkanin, które go krępowały, chciał być blisko niej, zatopić dłonie w jej
włosach, całować... Zrzucił wreszcie koszulę i pozostałe części garderoby. Z
trudem powstrzymywał się, aby nie rzucić się na nią, jak głodne zwierzę. Ułożył
się przy niej i wpatrując się w jej piersi, falujące przy każdym oddechu,
opuszkami palców wodził po jej twarzy... po skroniach, powiekach, policzkach,
miękkich czerwonych wargach... Otworzyła oczy i pociągnęła go ku sobie. Nakrył
ją swoim ciałem, całując jej usta. Oddawała mu pocałunki delikatnie, jakby nieśmiało,
ale jej dłonie przeczyły temu onieśmieleniu. Coraz odważniej przesuwały się po
jego ciele, oddech się przyspieszył. Pozwoliła, aby jego niecierpliwy język
wdarł się w jej usta, spotkał z jej językiem, aby rozpoczęły swój zmysłowy
taniec... przyciąganie, odpychanie, wicie się... Ustami pochwyciła jego
język... zaczęła go ssać, by po chwili skupić się na jego dolnej wardze,
łagodnie ją podgryzając. Jego ręce badały każdy skrawek jej ciała, odnajdywały
łuki, zaokrąglenia, sunęły śmiało gładką drogą jej jasnej skóry, po szyi aż do
miękkich piersi i w dół, ścieżką po brzuchu coraz niżej i niżej...