wtorek, 19 marca 2013

To skomplikowane - cz. 21



- Uspokój się. Zaczynasz histeryzować.

- Dziwisz mi się?! To nie ciebie chcą wykończyć. Zresztą co ja w ogóle mówię. Gdyby chcieli ukatrupić ciebie, to ty byś się obronił, a ja co?

- Do jasnej cholery uspokój się i zechciej mnie wysłuchać!

- .... ok ok... już nic nie mówię....

- Wpadnę do ciebie wieczorem i na spokojnie porozmawiamy, pokażesz mi wszystko. Igor nie musi o niczym wiedzieć. Zdajesz sobie przecież sprawę z tego, że nie zrobię żadnej głupoty przez którą miałbym stracić ulubioną kuzynkę. Co ja mówię – siostrę właściwie. Jestem dla mnie jak siostra i chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym ci zrobić krzywdę.

- No... nie....

- Napij się herbaty czy coś i poczekaj na mnie.

***

Łatwo mu mówić, uspokój się. Przecież jestem jednym ogromnym stresem. Zewsząd czyhają na moje życie. Nie wiem, czy spotkany przypadkiem na ulicy człowiek, nie znalazł się tam wcale nie przypadkiem, tylko specjalnie i tylko po to, aby śledzić mnie i wybrać odpowiedni moment do ukręcenia mi łba bez świadków. Papiery papierami, a na Igora dowodów brak. Jeżeli ktokolwiek wie coś o powiązaniach z Polską to jest ta jakaś Angela. W listach do Wieśka powiela się wszystko to, o czym policja wie, co jest w papierach. Skoro Angela pisała do niego, wymieniając Karła i Słomę, to pewnie musi znać też Igora. Oni dwaj są jego ludźmi, podobnie jak ten jakiś Drzazga i ta cała reszta. To że ich nie wymieniła z imienia, ksywy czy czegokolwiek, wcale nie znaczy, że ona nic nie wie. Może też jest zamieszana w tę sprawę? A w ogóle kim była ta kobieta, którą Igor podwoził na Korzenną. On, jak sam twierdził, brzydził się zawsze takich kobiet, bo woli panie w stylu lalek barbie – im więcej sztuczności tym lepiej, im bardziej plastikowa – tym bardziej on zainteresowany. Do dziś nie potrafię zrozumieć, dlaczego przyczepił się do mnie i zapewniał o swojej wielkiej miłości, skoro zupełnie nie byłam w jego typie. Możliwe że ma to związek z Wieśkiem i tą całą bandą. Jestem coraz bardziej pewna, że znajomość ze mną i deklaracje płomiennych uczuć miały go tylko do Wieśka zbliżyć? Może Igor wiedział, że z jego strony coś mu grozi?

Wiesiek jako taki sam w sobie niebezpieczny wcale nie był. Egoista, który chciał ugrać dla siebie jak najwięcej. Gdyby mógł dostać sporo bez sypania, to na żadną policję by nie poszedł. Dowodów by nie zniszczył, bo taki głupi nie był. W razie śmierci wiadomo byłoby czyja to sprawka. Z drugiej jednak strony musiał już chyba od dłuższego czasu trząść się o swoje nędzne istnienie. Inaczej nie zostawiłby tych rzeczy w schowku i przede wszystkim nie pisałby maila do mnie. Wiedział, że i tak go zechcą wykończyć. I zrobili to. Ciekawe czy oni mają świadomość, ile on tak naprawdę wiedział i jakimi dowodami dysponował, czy może uważali, że on tylko blefuje, aby ugrać więcej?

Nie zdziwiłabym się, gdyby Wiesiek przesadził z żądaniami. Od zawsze cechowała go zdolność do przesady. Coś takiego jak moralność to według niego istniała wyłącznie w odniesieniu do Kanta, bo jeśli o Wieśka chodziło, to z moralnością po drodze mu nie było. Lojalny też nie był wobec nikogo i wobec niczego. Nie chciał i nie musiał. Może ewentualnie jakieś resztki lojalności przejawiał wobec mnie. Myślał zawsze o sobie. Pieprzony egoista. Ojca i matkę by sprzedał za błyszczące blaszki. Co więcej, był tchórzliwy, choć chojraka często zgrywał, a jak przychodziło co do czego, zawsze podkulił ogon. Gdy czuł się pewnie, ujadał jak jakiś zły pies, jazgotał i wrzaskiem podkreślał swoją rację, choć mógł nie mieć ani jednego argumentu. O wszystkich wokół zbierał niewygodne informacje, ale nie ujawniał ich, chyba że kogoś szantażował. To on potrafił doskonale. Uwielbiał ludziom podkładać świnie, snuć marzenia o byciu bogatym, opowiadać o haremie kochanek, które mieć będzie, gdy już będzie bogaty. Nie wiem, czy ktoś poza mną wiedział, że on wszystkiego się bał. Tchórz nad tchórze. Król tchórzy. Jednak zawsze i w każdych okolicznościach zgrywał cwaniaka. Wreszcie się przeliczył. Już dawno przepowiadałam mu taki marny koniec.

Bandziory musiały się go mocno bać. Wykończyli go tak, żeby mieć pewność, że trupem jest i trupem zostanie. A jeśli ta Angela go zdradziła? Ktoś coś musiał bandzie powiedzieć. Następna w kolejce jestem ja. Póki Igor się nie dowie tego, co ja wiem i ile wiem, nic mi nie grozi. Muszę milczeć jak grób, jak kamienie w polu. Jedyną osobą, której mogę cokolwiek ze szczegółami powiedzieć jest Michał. Choć jeśli wypaplam za dużo, to nawet on wraz z całą policją tyłka mi nie ochronią. Wątpię czy nawet trzymanie mnie pod kluczem w celi uchroniłoby mnie od rychłego zejścia z tego świata. Nie jest dobrze. Muszę znaleźć dowody na Igora. Muszę znaleźć Angelę.

Zwykło się mówić, że Polak potrafi. Nasi potrafią aż za dobrze. Igora nie można z niczym powiązać. Co z tego, że ja go z nimi widziałam. Co z tego, że słyszałam jego rozmowy. Gdybym chociaż miała tyle rozumu i nagrała cokolwiek, to zawsze można by mu udowodnić groźby karalne. Znajomości z bandytami się nie wyprze. Jednak znajomość z bandziorem nikogo nie czyni przestępcą. Trzeba by udowodnić, że jakieś biznesy razem robili, a to że spotkał się z tym czy z tamtym, że sobie pograbili ziemię wokół grobów na cmentarzu czy posiedzieli na ławeczce, nie znaczy zupełnie nic. Przecież nawet Michał nie miał pojęcia, że ten kretyn jest zamieszany w tę aferę. Może gdybym pomyślała i była milsza dla palanta, to by się sypnął...? Ale wątpię. Przez tyle czasu ukrywał prawdę...

wtorek, 12 marca 2013

To skomplikowane - cz. 20.



- No przecież jesteśmy rodziną – powiedziała z uśmiechem Joanna.

- Jaką znowu rodziną?!

- Normalną. Tomasz jest kuzynem mojego męża. Synem kuzyna mojego teścia. Nie jest to może najbliższa rodzina, ale obaj bardzo się lubią. Zresztą rodzina Karola jest zżyta i wszyscy się spotykają na uroczystościach rodzinnych.

- Słucham?! No pięknie. Gdzie się nie ruszę, trafiam na ludzi, z którymi mam wspólnych znajomych.

- Przecież Tobie zawsze przydarza się to, co nie spotyka innych ludzi. Skarbie, jesteś wyjątkowa.

- Dziękuję za taką wyjątkowość.

- Lecę. A ty się pilnuj.

- Ty też.

Joanna wysiadła z samochodu i poszła. Usiłowałam przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam. Czemu do licha ci wszyscy ludzie wokół mnie się znają? Czy ja nie mogę poznać kogoś z kim nie mam żadnych wspólnych znajomych? Musiałam pojechać do domu, aby przejrzeć te wieśkowe papiery. Wypadało też zadzwonić do Michała i zrobić jakieś zakupy.

***

Wróciłam do domu z kolejnymi balsamami, szamponami, kremami i ubraniami. Wydawało mi się, że miałam jakiś ogon i szczerze mówiąc, nie mogłam być pewna, czy byli to ludzie Michała, czy może jednak ludzie Igora. Na wszelki wypadek wolałam udawać bardziej skretyniałą niż jestem. Papiery z teczek Wieśka niewiele mi powiedziały, bo większość z nich była po niemiecku. Jednak z tego, co zdołałam jakimś cudem zrozumieć, wywnioskowałam, że te dowody starczą tylko na zamknięcie interesów bandy w Niemczech, Belgii i w Dublinie. Być może też w Czechach. Na Igora nic tam nie mogłam znaleźć. Wiedziałam, że ta świnia siedzi w samym środku tego bagna, tylko jeszcze nie wiedziałam, jak znaleźć na to dowody. Były tylko poszlaki. Igor doskonale się pilnował. Do wszystkiego miał ludzi. Nie ulegało wątpliwości, że chciał mnie wykończyć. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Przecież nie mogłam mu nic zrobić. Słowo przeciwko słowu. Postanowiłam zadzwonić do Michała.

- Cześć. Byłam u Wieśka na Ogrodowej.

- Zwariowałaś?!

- Nie. Znalazłam się tam przypadkiem. Nie zamierzałam tam jechać. Spotkałam Igora koło cmentarza i udało mi się podsłuchać jego rozmowę z jednym takim. On mnie chce wykończyć, choć jeszcze nie teraz.

- Tego się spodziewałem. Ale... nie mamy na niego żadnych dowodów. Nie możemy nic mu udowodnić. Nawet mandatu nie można mu wypisać, bo się pilnuje.

- Wiesz, on odwoził jakąś kobietę do takiego zielonego domu na Korzennej. A potem pojechał na Ogrodową. Jednemu debilowi kazał mnie śledzić. Nic więcej nie wiem, bo poszedł sobie, ale udało mi się wejść do mieszkania Wieśka.

- Jak?

- Normalnie. On zawsze w jednym stopniu trzymał zapasowe klucze tak na wszelki wypadek.

- Pewnie pozrywałaś plomby?

- Nooo... inaczej się nie dało. Starałam się nie zostawiać tam moich odcisków, ale i tak nie da się ukryć, że tam byłam. Coś mi za to grozi?

- Zwariuję przez ciebie. Jasne, że tak. Jeszcze się pytasz? Całe szczęście, że mi o tym powiedziałaś, bo byłyby znacznie większe kłopoty. Znalazłaś coś?

- Teczki z papierami. Głównie po niemiecku. Nie mogę ci ich przynieść, bo jak Igor zobaczy... dowie się... Póki milczę, jestem względnie bezpieczna. Wybacz, ale nie mogę ci ich dać, bo...

- Nie, no tobie już zupełnie rozum odjęło! Przecież tam na pewno są ważne dowody!

- Są! Całe mnóstwo! Ale nie ma nic na niego! Jak ich rozgonicie, to on mnie wykończy! Ja nie chcę! On będzie wiedział, że to przeze mnie! Tam jest wszystko! Większości nie rozumiem, ale to co rozumiem i tak wystarczy, aby rozwalić tę bandę! Tylko na niego tam nic nie ma! Nie ma! Rozumiesz?!


niedziela, 10 marca 2013

bajki na dobranoc - 24 godziny. (cz. 2)

Oderwała się od jego ust i lekkim ruchem ciała skłoniła go, aby położył się na plecach. Wsunęła palce w jego ciemne włosy. Bawiła się nimi, ocierając twarzą o jego szorstkie policzki, pokryte dwudniowym zarostem, szukając nosem miejsc, w których mogłaby wwąchiwać się w zapach jego skóry. Pochwyciła dłońmi jego dłonie, splatając ich palce, przesuwała usta po jego twarzy aż do szyi, przy której na moment zatrzymała się, pozwalając odurzyć się zapachowi rozgrzanej skóry. Wiedział, że ta kobieta ma nad nim władzę. W tej chwili zrobiłby dla niej wszystko, powiedziałby jej wszystko. Pragnął właśnie jej, a im więcej do niej czuł, tym pragnął jej bardziej. Chciał, aby zapomniała się w jego ramionach, by krzyczała, jęczała, wznosząc się i opadając... 

Westchnął cicho. Puściła jego dłonie i  patrząc mu w oczy, kreśliła palcami na jego ciele niewidzialne linie, fale. Wilgotnymi wargami, gorącym oddechem wyznaczała ścieżkę w dół po szyi, mostku, brzuchu... Poniżej pępka zatrzymała się, spojrzała niżej w stronę jego męskości... Nie potrzebowała zadawać żadnych pytań, wystarczyły reakcje jego ciała. Poczuła się jak w ciepłym kokonie. Złapał szybko jej nadgarstki i pociągnął ją w górę. Wplótł dłoń w jej włosy, drugą położył na jej plecach. Przyciskając ją mocno do siebie, usiadł na łóżku po turecku, a ona opadła delikatnie na jego uda, oplatając go nogami. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, niecierpliwymi wargami badał jej szyję, płatki uszu, szepcząc wszelkie miłosne zaklęcia. Trzymając ją mocno, odchylił ją lekko. Wygięła plecy w łuk, pozwalając, aby pieścił zagłębienia przy szyi i obojczykach, by wytyczył oddechem drogę do jej piersi, aby móc lizać je i ssać, przygryzać wargami jej sutki. Raz po raz oblewały ją fale gorąca. Czuła, że jeśli zaraz w nią nie wejdzie, spali się na popiół, eksploduje. 

Objął jej plecy i szyję, wchodząc w nią łagodnie. Powolne ruchy... unoszenie się i opadanie... Zarzuciła mu ręce na kark, aby móc poruszać się w tym samym, co on rytmie. Zaczęła szybciej oddychać, więc zbliżył usta do jej ust, uspokajając ją swoim oddechem, zwalniając, aby oboje mogli delektować się bliskością swoich ciał, jednością. Czuła się bezpieczna i szczęśliwa w jego ramionach. Spojrzała w jego oczy, które stały się ciemniejsze pod wpływem pożądania. Ułamki sekund utkały silniejszą nić pomiędzy nimi. Nigdy wcześniej nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie spoglądać tak głęboko i w takim momencie w swoje oczy. Była pewna, że zajrzał w jej wnętrze. Nie tylko oplatała go swoim nagim ciałem, miała także obnażoną duszę. Przeszły ją ciarki. Wiedziała, że już niczego nie zdoła przed nim ukryć. 

Poruszała się delikatnie w górę i w dół na jego udach. Przez ich splecione ciała przepływała energia miłości, energia życia. Czuli własne ciepło, które pulsowało w nich, rozchodząc się we wszystkich kierunkach, jakby płynęło w ich żyłach. Przyspieszone spłycone oddechy... Przywarł ustami do jej ust. Wpił się w nie. Chwyciła go mocniej za szyję. Jęknęła cicho. Przycisnął ją silniej do siebie i przejął całkowitą kontrolę nad ich ruchami, nie przestając spijać słodyczy z jej ust. Westchnął, wtulając twarz w jej włosy. Jęknęła kolejny raz i kolejny, wyginając się w łuk, by po chwili przysunąć policzek do jego policzka, chowając się w jego ramionach. 

Strużki potu spływały po ich rozgrzanych ciałach. Z trudem chwytali powietrze. Ogarnęła ich błogość spełnienia. Nie przestawał tulić jej mocno do siebie. Całował ją po powiekach, policzkach, ustach... Szczęśliwy. Szczęśliwy, że wreszcie miał ją przy sobie, że przestała być mgłą, która zasnuwała jego myśli i pamięć. Już nie była tylko marzeniem. Stała się realna i bliska bardziej niż mógłby się tego spodziewać. Poczuł wilgoć na swojej twarzy. Spod powiek wykradły się jej strużki łez. Tęskniła za nim, ale wciąż bała się do tego przyznać nawet w myślach przed samą sobą. Jakby ta tęsknota dawała mu nad nią władzę, jakby miała ją zniewolić, uzależnić. Bała się. Obawiała się tego, że przed nimi może nie być żadnej przyszłości. Podarowali sobie dzień i noc, dobę, dwadzieścia cztery godziny. 

        Oddechy stopniowo uspokajały się. Puściła jego szyję i opadła na łóżko. Ułożyła się na boku, zwijając w kłębek. Rozczuliła go. Pogładził ją po twarzy, kładąc się obok, twarzą zwrócony do niej. Otoczył ją ramieniem, przyciągając do siebie. Ukryła twarz w jego piersi, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Była pewna, że kocha tego mężczyznę. Jednak obawiała się głośno zapewnić go o swojej miłości. Deklaracja. Zobowiązanie. 

Odnalazł jej twarz. Kantem dłoni wytarł strumyczki łez, płynące po policzkach. Pocałował jej czoło, muskając delikatnie ustami, jakby całował motyla. Nie mógłby skrzywdzić tej kobiety. Odgarnął jej włosy, które zdążyły już opaść na oczy. Zbliżył usta do jej ucha, mówiąc cicho: "Zostań ze mną. Na zawsze. Kocham cię." 

Milczała. Przesunęła dłonią po jego klatce. Miękko dotknęła skóry, pod którą kryło się jego serce. Uniosła lekko głowę, spoglądając wilgotnymi, bardziej zielonymi niż zwykle, oczami. Nie mówiąc nic, pocałowała go, wtulając się z całych sił w jego ciało. Ustami przy jego ustach wyszeptała: "Kocham ciebie. Ciebie i tylko ciebie."


K.O.N.I.E.C.

sobota, 2 marca 2013

bajki na dobranoc - 24 godziny. (cz. 1)



Szum wody lejącej się z prysznica zagłuszał wszystkie inne odgłosy wokół. Zmarzła. Drżąc z zimna, szybko zrzucała z siebie kolejne części garderoby... cienki sweterek w kolorze zimowego szarawego błękitu nieba, spodnie, które barwą przypominały parującą, poranną kawę z mlekiem, wreszcie czarną, mocno prześwitującą bieliznę, z delikatnej koronki. Spojrzała w lustro na swoje ciało, na krągłości, krzywizny, łuki, rysujące się pod skórą mięśnie, które kurczyły się pod wpływem chłodu. Zrobiła krok w stronę prysznica i po chwili zanurzyła się w gorącym deszczu szybko spadających kropel. Wsiąkały w jej włosy, spływały po twarzy, ramionach, plecach, po niewidzialnych liniach, po których on uwielbiał przesuwać swoje palce i usta. Zamknęła oczy, pozwalając, aby woda pieściła jej skórę, tak jak on zwykł to czynić. Kilka myśli o nim wystarczyło, aby jej ciało rozgrzało się, pobudziło. Czuła, że nie wytrzyma ani chwili dłużej bez niego. Zakręciła wodę i sięgnęła po ręcznik. Lekko wycisnęła w niego swoje włosy. Wytarła stopy, aby nie zostawiać na podłodze mokrych bosych śladów i owinęła się ciasno ręcznikiem, jakby zapominając, że jej skóra nadal jest mokra od ciepłych kropel. Cicho otworzyła drzwi i bezszelestnie zrobiła kilka kroków. Nie słyszał jej. Siedział plecami do niej, wpatrzony w ekran komputera, zatopiony we własnych myślach, zupełnie pochłonięty pisaniem. Podeszła do niego, stanęła tuż za nim, sycąc oczy jego widokiem. Wyczuł jej wzrok i odwrócił głowę. Zapytała, czy nie widział jej szlafroka, ale on nie słyszał jej słów, wpatrzony w wilgotne włosy, które schnąc, lekko falowały. Patrzył na jej nagie ramiona i stopy... Tak bardzo jej zapragnął. Stała na wprost, uśmiechając się delikatnie samymi kącikami ust. Wystarczyło wyciągnąć rękę, aby jej dotknąć, przecież była tak blisko... Spojrzał jej w oczy, a ona powtórzyła pytanie. 

"Zimno ci?" - odpowiedział jej pytaniem na pytanie. Kiwnęła głową, a on wyciągnął do niej rękę, chcąc ją złapać za nadgarstek i pociągnąć na swoje kolana. Nie zdążył. Odsunęła się odruchowo, kiedy usłyszała stukot spadającej na podłogę książki, którą trącił łokciem, chcąc szybko pochwycić ją w swoje ramiona. Rzuciła mu szybkie spojrzenie, dotknęła dłonią jego ramienia, ledwie wyczuwalnie i ukucnęła, aby podnieść leżącą książkę. Krok, zgięcie kolan, ruch w dół poluzowały ręcznik. Wstała, podając mu opasłe tomisko w czerwonej okładce. Sięgnęła ręką do włosów, aby odgarnąć grzywkę z czoła. Tego ręcznik już nie wytrzymał i obsunął się powoli z jej ciała... Miał ją o krok od siebie... delikatną... drżącą... nagą...

Nie mógł oderwać od niej oczu. Podobała mu się taka bez tych wszystkich upiększaczy, makijaży, ubrań, za którymi mogła się schować. Była taka bezbronna. Sam nie wiedział, dlaczego jej widok tak go rozczulił. Wyciągnął dłoń po książkę, którą mu podała. Odłożył ją na blat biurka i wstając z krzesła, chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Przywarła mocno do jego ciała, kuląc się, drżąc. Jej gładka skóra zdążyła się już wychłodzić. Objął ją mocno ramieniem, a dłonią odgarnął jej z twarzy ciemne krótkie falujące włosy. Zamknęła oczy i jeszcze mocniej przycisnęła się do niego. Czuła jego zapach, który sprawiał, że miękły jej kolana. Wtulił twarz w jej włosy, a przez głowę przebiegła mu myśl o pracy, której nie zdążył skończyć. Poczuł jak dreszcz wstrząsnął jej ciałem i myśli o pracy odpłynęły daleko. Czuł tylko narastające pożądanie, którego już nie potrafił ukryć i dziwną tkliwość. Pragnął jej z każdą chwilą. Nie mógł pozwolić, aby marzła, stojąc naga, bosa, choć otulona jego ramionami. Kiedy jego ręce zaczęły błądzić po jej ciele, westchnęła, tłumiąc cichy jęk... Już wiedział, że pragnie go tak samo mocno, jak on jej. Spojrzała mu w oczy i wyszeptała: "Jestem tylko twoja. Pragnę cię." 

Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, ułożył delikatnie na łóżku. Siadając obok, musnął jej ramię. Była taka piękna. Tylko jego. Lubił napawać się widokiem jej nagiego ciała, kiedy leżała tak z przymkniętymi powiekami. Wiedziała, że zachłannie się w nią wpatruje, z każdą chwilą stając się bardziej jej spragniony, wygłodniały bliskości jej skóry. Uśmiechnęła się, przygryzła lekko dolną wargę. Czekała... 

Chciał jak najszybciej ściągnąć z siebie ubranie, ale oporne guziki od koszuli wciąż dzieliły ją od niego. Czuł, że musi pozbyć się tkanin, które go krępowały, chciał być blisko niej, zatopić dłonie w jej włosach, całować... Zrzucił wreszcie koszulę i pozostałe części garderoby. Z trudem powstrzymywał się, aby nie rzucić się na nią, jak głodne zwierzę. Ułożył się przy niej i wpatrując się w jej piersi, falujące przy każdym oddechu, opuszkami palców wodził po jej twarzy... po skroniach, powiekach, policzkach, miękkich czerwonych wargach... Otworzyła oczy i pociągnęła go ku sobie. Nakrył ją swoim ciałem, całując jej usta. Oddawała mu pocałunki delikatnie, jakby nieśmiało, ale jej dłonie przeczyły temu onieśmieleniu. Coraz odważniej przesuwały się po jego ciele, oddech się przyspieszył. Pozwoliła, aby jego niecierpliwy język wdarł się w jej usta, spotkał z jej językiem, aby rozpoczęły swój zmysłowy taniec... przyciąganie, odpychanie, wicie się... Ustami pochwyciła jego język... zaczęła go ssać, by po chwili skupić się na jego dolnej wardze, łagodnie ją podgryzając. Jego ręce badały każdy skrawek jej ciała, odnajdywały łuki, zaokrąglenia, sunęły śmiało gładką drogą jej jasnej skóry, po szyi aż do miękkich piersi i w dół, ścieżką po brzuchu coraz niżej i niżej...