Starałam
się oddychać jak najciszej. Buty zbliżały się dość szybko. Trzasnęły
jakieś drzwi i buty nagle zatrzymały się, aby właściwie od razu udać się
biegiem w inną stronę. Czyżby ktoś ich przepłoszył?
Kusiło
mnie, żeby wyjrzeć, ale jeśli ten ktoś zaraz sobie pójdzie, to tamci
mogą wrócić i gdy mnie zobaczą... Nie, lepiej o tym nie myśleć. Trzeba
wezwać pomoc.
Próbowałam wyjrzeć zza śmietnika, żeby zobaczyć, kto tamtych wystraszył, ale poza butami niczego nie widziałam.
-
Lepiej siedzieć cicho i przeczekać? Czy może zacząć krzyczeć, żeby
zwrócić na siebie uwagę? Może ten człowiek mi pomoże? A jeśli tego nie
zrobi? - myślałam gorączkowo, nie mogąc się na nic zdecydować.
Zobaczyłam,
że człowiek zbliża się i kieruje się w moją stronę. Jego buty wyglądały
zdecydowanie na męskie. Może chce śmieci wyrzucić. Może go sobie
bliżej obejrzę.
Spróbowałam
zmienić pozycję, bo było już mi niewygodnie i wszystko miałam
ścierpnięte. Nogi mi się jakoś poplątały, potknęłam się, poleciałam na
śmietnik, przesuwając go i z hałasem lądując na betonie. Usłyszałam, jak
człowiek podbiega do mnie.
- Cholera jasna! - zaklęłam, podnosząc się z ziemi.
-
To pani?! - wydał zdziwiony okrzyk znajomy mi skądś głos. - Pani
pozwoli, że pomogę - powiedział mężczyzna, wyciągając do mnie dłoń.
Złapałam
go za rękę, wsparłam się na niej, spoglądając na niego... Niewiele
brakowało, abym straciła znowu równowagę. Przede mną stał Tomasz.
- Co pan tu robi?
- Mógłbym o to samo spytać panią - odpowiedział mi, uśmiechając się. - Moja ciotka mieszka tu w kamienicy - wyjaśnił.
- Możemy mówić sobie po imieniu? - spytałam.
- Dobrze. Co się stało i dlaczego leżysz tu koło śmietnika?
-
Mam tu mieszkanie w kamienicy. Odwiedziłam przyjaciół... O matko, Aga! -
przypomniałam sobie nagle o Agnieszce, zamkniętej w schowku.
- Kto?
-
Agnieszka, moja przyjaciółka - wyjaśniłam, otrzepując spodnie i bluzę z
chodnikowego kurzu. - Ona jest zamknięta w schowku. Musimy tam iść.
Pomóż mi proszę. Pewnie Michał ci mówił w co jestem zamieszana...
Widziałeś, że spłoszyłeś jakichś facetów?
- Tak. Oni ciebie szukali?
- Nie wiem, czy mnie, ale za mną tu przybiegli. Pomożesz mi?
- Tak, chodźmy.
-
Chyba któryś z nich chciał się dostać do mojego schowka. Jak byłyśmy w
nim z Agą, to ktoś nasłuchiwał za drzwiami, a później ja uciekłam, Aga
tam została, a ten ktoś pobiegł za mną. Im na czymś zależy, ale w tym
schowku to najwięcej kurzu i pustych kartonów. Nic z tego nie rozumiem -
wyjaśniałam po drodze. - Widzisz tego faceta tam przy samochodzie?
- Znasz go? - spytał Tomasz.
-
Nie, ale on tu cały dzień siedzi, jakby kogoś obserwował albo na kogoś czekał. Wiesz, ja
zaczynam mieć już manię prześladowczą - powiedziałam, otwierając drzwi
wejściowe. - Tu na półpiętrze mam schowek, wyżej na piętrze jest moje
mieszkanie. Im może chodzić o ten schowek, bo kiedyś Wiesiek trzymał w
nim jakieś rzeczy, ale wydaje mi się, że chyba wszystkie zabrał, ale na
wszelki wypadek postanowiłam tam zajrzeć - kontynuowałam, szarpiąc się z
drzwiami schowka.
- Daj, ja to zrobię - powiedział Tomasz.
- Aga, to ja Lena. W porządku?! Żyjesz?! - pokrzykiwałam przez drzwi.
-
Chcesz, abym odjechała na zawał?! - krzyknęła Agnieszka, kiedy drzwi
się otworzyły. - W ogóle co to było?! Kto to był?! Czego chciał?! Co to
za facet?! - wyrzuciła z siebie Aga.
-
Nie stresuj się. Po kolei. To jest Tomasz, kolega Michała, mojego
kuzyna. - Tomasz podał Agnieszce rękę. - Pomoże nam. Resztę powiem ci w
domu. Chodźmy się napić jakiejś herbaty. Tobie to by się melisa
przydała - powiedziałam do Agnieszki. - Może lepiej idź do domu, ja
zaraz przyjdę, dobrze?
- Tylko żeby to nie było tak zaraz, jak z tym schowkiem, bo mnie nerwowo wykończysz. W coś ty się wplątała znowu...
-
Idź już lepiej idź. Odpocznij sobie, bo mi Paweł nie daruje -
odpowiedziałam- Paweł to jej mąż - wyjaśniłam Tomaszowi. - Mógłbyś
popilnować tutaj mnie? Ja muszę tu pogrzebać, bo ten schowek mi nie daje
spokoju.
- Nie ma sprawy. A może pomóc ci szukać?
-
Jeszcze sobie to ładne ubranie powalasz kurzem. Brudno tutaj. Lepiej
obserwuj, bo dobrze ci to wychodzi. Nie zniosę kolejnego napadu na mnie.
Chcę wreszcie coś w spokoju zrobić - powiedziałam, wchodząc do
schowka.
- Jak sobie życzysz.
- A właściwie to skąd się znacie z Michałem? - spytałam, przerzucając puste kartony, aby dopchać się do półek i szafki.
- Znamy się z pracy.
- Aha. To ty też w policji pracujesz?
- Już nie.
- Dlaczego? - spytałam, nie przestając szarpać się z kartonami.
- Tak wyszło. Może ci lepiej pomogę, bo niedługo nie będzie cię widać z tej góry kartonów. Po co ci tego tyle?
-
Jak chcesz, to chodź. Zajrzyj na te wysokie półki tam po prawej. Ja
jestem za niska i nie dojrzę, czy coś tam leży. A kartony? Normalnie.
Jedna przeprowadzka, druga, trzecia, czwarta...
- Ile tego było? - spytał Tomasz, przesuwając kartony.
- Czego? Przeprowadzek? Nie wiem. Po dziesiątym razie przestałam liczyć - wyjaśniłam, zaglądając na półki.
- Nie możesz wytrzymać długo w jednym miejscu?
- Różnie. A ty często tu bywasz u cioci?
- Co kilka tygodni. Nigdy cię tu nie widziałem.
- Rzadko tu bywam. Ostatnio właściwie wcale. Gdyby nie ten schowek... Auuu!
- Co się stało?
- Uderzyłam się łokciem o szafkę. Znalazłeś coś?
- Pusto. Kartony też puste. A na parapecie leżą tylko pokrywki od słoików.
-
To zajrzyj jeszcze pod półkę. Tam powinien być taki długi karton z
różnymi rzeczami. Nie wiem, co w nim jest. A ja pogrzebię w tej
szafce... - urwałam, otwierając drzwiczki.
- W porządku?
- Chyba... Znaczy, tak. Chyba źle widzę... Normalnie mam jakieś omamy...
- Co masz?
- Sam zobacz - odpowiedziałam, usiłując się przesunąć w stronę okna, aby zrobić Tomaszowi miejsce przy szafce.