sobota, 2 lutego 2013

To skomplikowane. - cz. 17



Odczekałam jeszcze dłuższą chwilę, zanim ten głupek sobie poszedł. Jeśli myślą, że czegoś się dowiedzą ode mnie albo że mi coś zrobią, to już naprawdę skretynieli do reszty. Nie mam zamiaru występować w roli bezwolnej owcy prowadzonej na rzeź.

Rozejrzałam się, aby sprawdzić, czy nikt mnie nie zauważy i poszłam na górę do mieszkania Wieśka. Oczywiście było zaplombowane i zamknięte. Pamiętałam, że w którymś stopniu muszą być schowane klucze. Wiesiek kiedyś wspominał, że zrobił sobie taki schowek, bo czasem zapominał kluczy. Zresztą od dłuższego czasu sprawiał wrażenie, jakby się czegoś obawiał, nie nosił przy sobie kluczy, żadnych ważnych papierów.

Zaczęłam oglądać od góry kolejne stopnie. Pierwszy i drugi wyglądały zupełnie normalnie, ale w trzecim była ledwie widoczna szpara. Przypomniałam sobie, że w torebce mam przecież metalowy pilnik do paznokci. Pogrzebałam trochę w tej swojej wielkiej torbie, aby odnaleźć kosmetyczkę i wydobyć stosowne narzędzie. Jest! Wcisnęłam go w szparę, aby podważyć deskę. Nie było to łatwe, zwłaszcza że trochę trzęsły mi się ręce. Gdyby któryś z tych kretynów postanowił nagle tu wrócić, to byłabym ugotowana. Już tak łatwo bym się nie wyłgała. Igor by mi nie popuścił. Wolałam jednak nie sprawdzać na własnej skórze do czego on mógłby być zdolny, aby wydobyć ze mnie potrzebne informacje. W końcu oporna decha dała się ruszyć. Wyjęłam klucze i weszłam do mieszkania niezauważona. Musiałam później zadzwonić do Michała, żeby przyznać się do szperania w kamienicy i zerwania plomb.

W pierwszej chwili nie wiedziałam czego szukać. Nie mogłam zebrać myśli. W głowie tkwiło mi tylko to, aby nie dotykać niczego gołymi dłońmi, bo zostawię pełno odcisków palców. Wygrzebałam z kosmetyczki rękawiczki diagnostyczne i zaczęłam się rozglądać po domu. Tu musiały być gdzieś jakieś papiery. Policja wszystko przejrzała dokładnie. Michał nie mówił mi, że znaleźli coś ważnego, bo gdyby tak było, z pewnością Igor i reszta bandy byliby już za kratkami.

Chodziłam po mieszkaniu najciszej jak mogłam, ale podłoga i tak skrzypiała. Nigdzie nic nie wpadło mi w oczy. No przecież nie mógł tego schować w łazience, zwłaszcza jeśli były to papiery. Obudowy grzejników też odpadały. Sejfu nie było. Dostępu do strychu nie miał. Zresztą tam była tylko suszarnia, a Wiesiek z zasady sam nie prał ubrań. Robiły to za niego jego panienki, bo on przecież czymś takim kalać się nie mógł.

Weszłam do sypialni, ale tu też nic nie wyglądało podejrzanie. Gdzie on to mógł schować do cholery?! No pięknie. Podeszłam do okna, wyjrzałam i aż mnie cofnęło. Jeden z tych kretynów stał na dole i udawał, że grzebie pod maską auta. Jeszcze tego brakowało. Nie dość, że nic nie znalazłam, to jeszcze będę miała kłopot z wyjściem z kamienicy. Zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Było mi już naprawdę wszystko jedno czy ktoś mnie usłyszy. Nagle mnie zastopowało... jakiś taki głuchy dźwięk. Przypadłam do podłogi i na kolanach opukiwałam drewniane deski. Czemu ja na to wcześniej nie wpadłam! Podłoga! Czemu nikt na to nie wpadł?! Czy ja wzięłam scyzoryk? Powinien być w przegródce na zamek. Ufff. Jest. Wyciągnęłam dwie deski. Pod nimi znajdowała się dość płytka dziura, a w niej leżało kilka teczek. Nie namyślając się długo, wzięłam je wszystkie i schowałam do torebki. Przeglądanie ich na miejscu byłoby oznaką skrajnej głupoty.

Najciszej jak się dało, wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Wcześniej wytarłam obie klamki w drzwiach wejściowych, aby nie zostawiać śladów. Klucze wrzuciłam do torebki, bo mogłyby mi się jeszcze przydać, a na kolejną operację ze schowkiem w schodach nie miałam ochoty.

Tylko jak u licha mam dostać się do auta? – myślałam. Przecież ten pozer wciąż tam jest, a nie mam ochoty, aby mnie zauważył i zaalarmował Igora.