Odczekałam
jeszcze dłuższą chwilę, zanim ten głupek sobie poszedł. Jeśli myślą, że czegoś
się dowiedzą ode mnie albo że mi coś zrobią, to już naprawdę skretynieli do
reszty. Nie mam zamiaru występować w roli bezwolnej owcy prowadzonej na rzeź.
Rozejrzałam
się, aby sprawdzić, czy nikt mnie nie zauważy i poszłam na górę do mieszkania
Wieśka. Oczywiście było zaplombowane i zamknięte. Pamiętałam, że w którymś
stopniu muszą być schowane klucze. Wiesiek kiedyś wspominał, że zrobił sobie
taki schowek, bo czasem zapominał kluczy. Zresztą od dłuższego czasu sprawiał
wrażenie, jakby się czegoś obawiał, nie nosił przy sobie kluczy, żadnych
ważnych papierów.
Zaczęłam
oglądać od góry kolejne stopnie. Pierwszy i drugi wyglądały zupełnie normalnie,
ale w trzecim była ledwie widoczna szpara. Przypomniałam sobie, że w torebce
mam przecież metalowy pilnik do paznokci. Pogrzebałam trochę w tej swojej
wielkiej torbie, aby odnaleźć kosmetyczkę i wydobyć stosowne narzędzie. Jest!
Wcisnęłam go w szparę, aby podważyć deskę. Nie było to łatwe, zwłaszcza że
trochę trzęsły mi się ręce. Gdyby któryś z tych kretynów postanowił nagle tu
wrócić, to byłabym ugotowana. Już tak łatwo bym się nie wyłgała. Igor by mi nie
popuścił. Wolałam jednak nie sprawdzać na własnej skórze do czego on mógłby być
zdolny, aby wydobyć ze mnie potrzebne informacje. W końcu oporna decha dała się
ruszyć. Wyjęłam klucze i weszłam do mieszkania niezauważona. Musiałam później
zadzwonić do Michała, żeby przyznać się do szperania w kamienicy i zerwania
plomb.
W
pierwszej chwili nie wiedziałam czego szukać. Nie mogłam zebrać myśli. W głowie
tkwiło mi tylko to, aby nie dotykać niczego gołymi dłońmi, bo zostawię pełno
odcisków palców. Wygrzebałam z kosmetyczki rękawiczki diagnostyczne i zaczęłam
się rozglądać po domu. Tu musiały być gdzieś jakieś papiery. Policja wszystko
przejrzała dokładnie. Michał nie mówił mi, że znaleźli coś ważnego, bo gdyby
tak było, z pewnością Igor i reszta bandy byliby już za kratkami.
Chodziłam
po mieszkaniu najciszej jak mogłam, ale podłoga i tak skrzypiała. Nigdzie nic
nie wpadło mi w oczy. No przecież nie mógł tego schować w łazience, zwłaszcza
jeśli były to papiery. Obudowy grzejników też odpadały. Sejfu nie było. Dostępu
do strychu nie miał. Zresztą tam była tylko suszarnia, a Wiesiek z zasady sam
nie prał ubrań. Robiły to za niego jego panienki, bo on przecież czymś takim
kalać się nie mógł.
Weszłam
do sypialni, ale tu też nic nie wyglądało podejrzanie. Gdzie on to mógł schować
do cholery?! No pięknie. Podeszłam do okna, wyjrzałam i aż mnie cofnęło. Jeden
z tych kretynów stał na dole i udawał, że grzebie pod maską auta. Jeszcze tego
brakowało. Nie dość, że nic nie znalazłam, to jeszcze będę miała kłopot z
wyjściem z kamienicy. Zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju. Było mi już naprawdę
wszystko jedno czy ktoś mnie usłyszy. Nagle mnie zastopowało... jakiś taki
głuchy dźwięk. Przypadłam do podłogi i na kolanach opukiwałam drewniane deski.
Czemu ja na to wcześniej nie wpadłam! Podłoga! Czemu nikt na to nie wpadł?! Czy
ja wzięłam scyzoryk? Powinien być w przegródce na zamek. Ufff. Jest.
Wyciągnęłam dwie deski. Pod nimi znajdowała się dość płytka dziura, a w niej
leżało kilka teczek. Nie namyślając się długo, wzięłam je wszystkie i schowałam
do torebki. Przeglądanie ich na miejscu byłoby oznaką skrajnej głupoty.
Najciszej
jak się dało, wyszłam z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Wcześniej
wytarłam obie klamki w drzwiach wejściowych, aby nie zostawiać śladów. Klucze
wrzuciłam do torebki, bo mogłyby mi się jeszcze przydać, a na kolejną operację
ze schowkiem w schodach nie miałam ochoty.
Tylko
jak u licha mam dostać się do auta? – myślałam. Przecież ten pozer wciąż tam
jest, a nie mam ochoty, aby mnie zauważył i zaalarmował Igora.