wtorek, 7 sierpnia 2012

To skomplikowane. cz. 11


- Czego chcesz? - spytałam Igora, podchodząc powoli do wejścia.

- Co jesteś taka niemiła? Ani dobry wieczór, ani cześć, ani nic. Mogłabyś się chociaż skarbie przywitać - wycedził przez zęby Igor.

- Skarbie? A od kiedy ja jestem twoim skarbem? Ostatnio gdy ze mną rozmawiałeś, twierdziłeś, że jestem kulą u nogi... Co tu robisz?

- Czekam na ciebie. Mogę wejść?

- Nie. Mów, czego chcesz, bo chciałabym już pójść do domu - powiedziałam rozzłoszczona. - Nie jesteś tu bez powodu. Przecież byś się nie pofatygował...

- Muszę wejść do domu, bo chcę swoje rzeczy. Coś tam u ciebie na pewno zostawiłem.

- Niemożliwe, że tak nagle ci się przypomniało. Jakieś szpargały chyba tam są, ale zapomnij, że cię wpuszczę o tej porze do mojego domu, będę stać i patrzeć, jak przewracasz moje mieszkanie do góry nogami i przez pół nocy będę sprzątać ten syf, który po sobie zostawisz. Jak coś znajdę, to spakuję i odeślę ci pocztą, ale do mojego domu więcej nie wejdziesz.

- Oszalałaś kobieto! - krzyknął Igor, łapiąc mnie za ramię.

- Puść mnie i daj mi święty spokój - powiedziałam, wyszarpując się z jego uścisku.

- Masz mi oddać moje rzeczy natychmiast - zażądał.

- Chyba sobie żartujesz. Żegnam - rzuciłam i odwróciłam się, aby otworzyć drzwi do klatki.

- Nigdzie nie pójdziesz!

- To ty nigdzie nie pójdziesz - powiedziałam, odsuwając się, żeby wypuścić sąsiada i jego psa.

- Dobry wieczór pani Magdo - przywitał się sąsiad. - Jakiś problem z tym panem?

- Dobry wieczór panie Darku. Ależ skąd. Ten pan już sobie idzie - powiedziałam ze słodkim jak sztuczny miód uśmiechem. - Miłego wieczoru życzę panu.

- I wzajemnie - odpowiedział sąsiad, przytrzymując mi drzwi.

Odwróciłam się i weszłam do klatki, słysząc za plecami gniewne mamrotanie Igora. Wbiegłam szybko po schodach, myśląc o kąpieli. Winda czekała jakbym ją zamówiła. Tylko kilka pięter i już własny dom, bezpieczny, z odpowiednimi zamkami. Ledwie weszłam do domu, zamknęłam za sobą drzwi, usłyszałam czyjeś wydzieranie się pod moim balkonem. Ktoś krzyczał: "Magda! Magdaaaaa!" Czyżby to był Igor, pomyślałam. Czego chce ten kretyn? Znowu te stare plotkary będą mówić, że sprowadzam tu takich, owakich....

Odłożyłam swoje rzeczy i popędziłam na balkon, aby uciszyć Igora.

- Zamknij się i przestań się wydzierać, bo zadzwonię na policję, że zakłócasz spokój - wykrzyczałam. 

- Oddaj mi moje rzeczy ty jędzo! - Igor nie dawał za wygraną.

Poszłam do pokoju, otworzyłam szafę, wyjęłam worek, który uzupełniłam z jego gratami, z półki zgarnęłam pozostałe szpargały, zawiązałam porządnie i wróciłam i na balkon.

- Masz! - krzyknęłam, wyrzucając worek przez balkon. Mało mnie obchodziło, co pomyślą inni. Chciałam mieć spokój. Skoro sąsiad z drugiego piętra wyrzucał przez balkon meble, to ja mogę ten jeden worek. Zresztą nikt nie przechodził, więc przeszło ulgowo. Tylko wór rozwalił się i rzeczy rozsypały się po trawniku.

- Więcej już nie ma. Spadaj stąd - wykrzyczałam i wróciłam do mieszkania. Igor coś tam jeszcze pokrzykiwał, ale nie miałam ochoty go słuchać. 

Pewnie mu o te listy chodziło. On musi mieć coś wspólnego z tą sprawą Wieśka. Po cóż innego by się tu pojawiał - rozmyślałam, wyciągając z torebki listy, które znalazłam w schowku. 

Usiadłam na podłodze i zaczęłam czytać znalezioną korespondencję. Połowę stanowiły wyznania miłosne jakiejś Angeli.  Wiesio i romans... Ciekawe. Kolejny list był także od Angeli... Co też ona w nim widziała, nie umiałam pojąć. Z pewnością było to coś takiego, czego nie dostrzegała żadna inna pani. Ona chyba naprawdę była w nim zakochana... Zaraz, zaraz. Co ona tu pisze? Karzeł i Słoma? Co oni wywieźli z suszarni? Cmentarz...?