wtorek, 12 marca 2013

To skomplikowane - cz. 20.



- No przecież jesteśmy rodziną – powiedziała z uśmiechem Joanna.

- Jaką znowu rodziną?!

- Normalną. Tomasz jest kuzynem mojego męża. Synem kuzyna mojego teścia. Nie jest to może najbliższa rodzina, ale obaj bardzo się lubią. Zresztą rodzina Karola jest zżyta i wszyscy się spotykają na uroczystościach rodzinnych.

- Słucham?! No pięknie. Gdzie się nie ruszę, trafiam na ludzi, z którymi mam wspólnych znajomych.

- Przecież Tobie zawsze przydarza się to, co nie spotyka innych ludzi. Skarbie, jesteś wyjątkowa.

- Dziękuję za taką wyjątkowość.

- Lecę. A ty się pilnuj.

- Ty też.

Joanna wysiadła z samochodu i poszła. Usiłowałam przetrawić to, co przed chwilą usłyszałam. Czemu do licha ci wszyscy ludzie wokół mnie się znają? Czy ja nie mogę poznać kogoś z kim nie mam żadnych wspólnych znajomych? Musiałam pojechać do domu, aby przejrzeć te wieśkowe papiery. Wypadało też zadzwonić do Michała i zrobić jakieś zakupy.

***

Wróciłam do domu z kolejnymi balsamami, szamponami, kremami i ubraniami. Wydawało mi się, że miałam jakiś ogon i szczerze mówiąc, nie mogłam być pewna, czy byli to ludzie Michała, czy może jednak ludzie Igora. Na wszelki wypadek wolałam udawać bardziej skretyniałą niż jestem. Papiery z teczek Wieśka niewiele mi powiedziały, bo większość z nich była po niemiecku. Jednak z tego, co zdołałam jakimś cudem zrozumieć, wywnioskowałam, że te dowody starczą tylko na zamknięcie interesów bandy w Niemczech, Belgii i w Dublinie. Być może też w Czechach. Na Igora nic tam nie mogłam znaleźć. Wiedziałam, że ta świnia siedzi w samym środku tego bagna, tylko jeszcze nie wiedziałam, jak znaleźć na to dowody. Były tylko poszlaki. Igor doskonale się pilnował. Do wszystkiego miał ludzi. Nie ulegało wątpliwości, że chciał mnie wykończyć. Nie wiedziałam jednak dlaczego. Przecież nie mogłam mu nic zrobić. Słowo przeciwko słowu. Postanowiłam zadzwonić do Michała.

- Cześć. Byłam u Wieśka na Ogrodowej.

- Zwariowałaś?!

- Nie. Znalazłam się tam przypadkiem. Nie zamierzałam tam jechać. Spotkałam Igora koło cmentarza i udało mi się podsłuchać jego rozmowę z jednym takim. On mnie chce wykończyć, choć jeszcze nie teraz.

- Tego się spodziewałem. Ale... nie mamy na niego żadnych dowodów. Nie możemy nic mu udowodnić. Nawet mandatu nie można mu wypisać, bo się pilnuje.

- Wiesz, on odwoził jakąś kobietę do takiego zielonego domu na Korzennej. A potem pojechał na Ogrodową. Jednemu debilowi kazał mnie śledzić. Nic więcej nie wiem, bo poszedł sobie, ale udało mi się wejść do mieszkania Wieśka.

- Jak?

- Normalnie. On zawsze w jednym stopniu trzymał zapasowe klucze tak na wszelki wypadek.

- Pewnie pozrywałaś plomby?

- Nooo... inaczej się nie dało. Starałam się nie zostawiać tam moich odcisków, ale i tak nie da się ukryć, że tam byłam. Coś mi za to grozi?

- Zwariuję przez ciebie. Jasne, że tak. Jeszcze się pytasz? Całe szczęście, że mi o tym powiedziałaś, bo byłyby znacznie większe kłopoty. Znalazłaś coś?

- Teczki z papierami. Głównie po niemiecku. Nie mogę ci ich przynieść, bo jak Igor zobaczy... dowie się... Póki milczę, jestem względnie bezpieczna. Wybacz, ale nie mogę ci ich dać, bo...

- Nie, no tobie już zupełnie rozum odjęło! Przecież tam na pewno są ważne dowody!

- Są! Całe mnóstwo! Ale nie ma nic na niego! Jak ich rozgonicie, to on mnie wykończy! Ja nie chcę! On będzie wiedział, że to przeze mnie! Tam jest wszystko! Większości nie rozumiem, ale to co rozumiem i tak wystarczy, aby rozwalić tę bandę! Tylko na niego tam nic nie ma! Nie ma! Rozumiesz?!