-
No przecież jesteśmy rodziną – powiedziała z uśmiechem Joanna.
-
Jaką znowu rodziną?!
-
Normalną. Tomasz jest kuzynem mojego męża. Synem kuzyna mojego teścia. Nie jest
to może najbliższa rodzina, ale obaj bardzo się lubią. Zresztą rodzina Karola
jest zżyta i wszyscy się spotykają na uroczystościach rodzinnych.
-
Słucham?! No pięknie. Gdzie się nie ruszę, trafiam na ludzi, z którymi mam
wspólnych znajomych.
-
Przecież Tobie zawsze przydarza się to, co nie spotyka innych ludzi. Skarbie,
jesteś wyjątkowa.
-
Dziękuję za taką wyjątkowość.
-
Lecę. A ty się pilnuj.
-
Ty też.
Joanna
wysiadła z samochodu i poszła. Usiłowałam przetrawić to, co przed chwilą
usłyszałam. Czemu do licha ci wszyscy ludzie wokół mnie się znają? Czy ja nie
mogę poznać kogoś z kim nie mam żadnych wspólnych znajomych? Musiałam pojechać
do domu, aby przejrzeć te wieśkowe papiery. Wypadało też zadzwonić do Michała i
zrobić jakieś zakupy.
***
Wróciłam
do domu z kolejnymi balsamami, szamponami, kremami i ubraniami. Wydawało mi
się, że miałam jakiś ogon i szczerze mówiąc, nie mogłam być pewna, czy byli to
ludzie Michała, czy może jednak ludzie Igora. Na wszelki wypadek wolałam udawać
bardziej skretyniałą niż jestem. Papiery z teczek Wieśka niewiele mi
powiedziały, bo większość z nich była po niemiecku. Jednak z tego, co zdołałam
jakimś cudem zrozumieć, wywnioskowałam, że te dowody starczą tylko na
zamknięcie interesów bandy w Niemczech, Belgii i w Dublinie. Być może też w
Czechach. Na Igora nic tam nie mogłam znaleźć. Wiedziałam, że ta świnia siedzi
w samym środku tego bagna, tylko jeszcze nie wiedziałam, jak znaleźć na to
dowody. Były tylko poszlaki. Igor doskonale się pilnował. Do wszystkiego miał
ludzi. Nie ulegało wątpliwości, że chciał mnie wykończyć. Nie wiedziałam jednak
dlaczego. Przecież nie mogłam mu nic zrobić. Słowo przeciwko słowu.
Postanowiłam zadzwonić do Michała.
-
Cześć. Byłam u Wieśka na Ogrodowej.
-
Zwariowałaś?!
-
Nie. Znalazłam się tam przypadkiem. Nie zamierzałam tam jechać. Spotkałam Igora
koło cmentarza i udało mi się podsłuchać jego rozmowę z jednym takim. On mnie
chce wykończyć, choć jeszcze nie teraz.
-
Tego się spodziewałem. Ale... nie mamy na niego żadnych dowodów. Nie możemy nic
mu udowodnić. Nawet mandatu nie można mu wypisać, bo się pilnuje.
-
Wiesz, on odwoził jakąś kobietę do takiego zielonego domu na Korzennej. A potem
pojechał na Ogrodową. Jednemu debilowi kazał mnie śledzić. Nic więcej nie wiem,
bo poszedł sobie, ale udało mi się wejść do mieszkania Wieśka.
-
Jak?
-
Normalnie. On zawsze w jednym stopniu trzymał zapasowe klucze tak na wszelki
wypadek.
-
Pewnie pozrywałaś plomby?
-
Nooo... inaczej się nie dało. Starałam się nie zostawiać tam moich odcisków,
ale i tak nie da się ukryć, że tam byłam. Coś mi za to grozi?
-
Zwariuję przez ciebie. Jasne, że tak. Jeszcze się pytasz? Całe szczęście, że mi
o tym powiedziałaś, bo byłyby znacznie większe kłopoty. Znalazłaś coś?
-
Teczki z papierami. Głównie po niemiecku. Nie mogę ci ich przynieść, bo jak
Igor zobaczy... dowie się... Póki milczę, jestem względnie bezpieczna. Wybacz,
ale nie mogę ci ich dać, bo...
-
Nie, no tobie już zupełnie rozum odjęło! Przecież tam na pewno są ważne dowody!
-
Są! Całe mnóstwo! Ale nie ma nic na niego! Jak ich rozgonicie, to on mnie
wykończy! Ja nie chcę! On będzie wiedział, że to przeze mnie! Tam jest
wszystko! Większości nie rozumiem, ale to co rozumiem i tak wystarczy, aby
rozwalić tę bandę! Tylko na niego tam nic nie ma! Nie ma! Rozumiesz?!