Oderwała się od jego ust i lekkim
ruchem ciała skłoniła go, aby położył się na plecach. Wsunęła palce w jego ciemne
włosy. Bawiła się nimi, ocierając twarzą o jego szorstkie policzki, pokryte
dwudniowym zarostem, szukając nosem miejsc, w których mogłaby wwąchiwać się w
zapach jego skóry. Pochwyciła dłońmi jego dłonie, splatając ich palce,
przesuwała usta po jego twarzy aż do szyi, przy której na moment zatrzymała
się, pozwalając odurzyć się zapachowi rozgrzanej skóry. Wiedział, że ta kobieta
ma nad nim władzę. W tej chwili zrobiłby dla niej wszystko, powiedziałby jej
wszystko. Pragnął właśnie jej, a im więcej do niej czuł, tym pragnął jej
bardziej. Chciał, aby zapomniała się w jego ramionach, by krzyczała, jęczała,
wznosząc się i opadając...
Westchnął cicho. Puściła jego dłonie
i patrząc mu w oczy, kreśliła palcami na
jego ciele niewidzialne linie, fale. Wilgotnymi wargami, gorącym oddechem
wyznaczała ścieżkę w dół po szyi, mostku, brzuchu... Poniżej pępka zatrzymała
się, spojrzała niżej w stronę jego męskości... Nie potrzebowała zadawać żadnych
pytań, wystarczyły reakcje jego ciała. Poczuła się jak w ciepłym kokonie.
Złapał szybko jej nadgarstki i pociągnął ją w górę. Wplótł dłoń w jej włosy,
drugą położył na jej plecach. Przyciskając ją mocno do siebie, usiadł na łóżku
po turecku, a ona opadła delikatnie na jego uda, oplatając go nogami. Jego
pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, niecierpliwymi wargami badał jej
szyję, płatki uszu, szepcząc wszelkie miłosne zaklęcia. Trzymając ją mocno,
odchylił ją lekko. Wygięła plecy w łuk, pozwalając, aby pieścił zagłębienia
przy szyi i obojczykach, by wytyczył oddechem drogę do jej piersi, aby móc
lizać je i ssać, przygryzać wargami jej sutki. Raz po raz oblewały ją fale
gorąca. Czuła, że jeśli zaraz w nią nie wejdzie, spali się na popiół,
eksploduje.
Objął jej plecy i szyję, wchodząc w nią
łagodnie. Powolne ruchy... unoszenie się i opadanie... Zarzuciła mu ręce na
kark, aby móc poruszać się w tym samym, co on rytmie. Zaczęła szybciej
oddychać, więc zbliżył usta do jej ust, uspokajając ją swoim oddechem,
zwalniając, aby oboje mogli delektować się bliskością swoich ciał, jednością.
Czuła się bezpieczna i szczęśliwa w jego ramionach. Spojrzała w jego oczy,
które stały się ciemniejsze pod wpływem pożądania. Ułamki sekund utkały
silniejszą nić pomiędzy nimi. Nigdy wcześniej nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie
spoglądać tak głęboko i w takim momencie w swoje oczy. Była pewna, że zajrzał w
jej wnętrze. Nie tylko oplatała go swoim nagim ciałem, miała także obnażoną
duszę. Przeszły ją ciarki. Wiedziała, że już niczego nie zdoła przed nim ukryć.
Poruszała się delikatnie w górę i w dół
na jego udach. Przez ich splecione ciała przepływała energia miłości, energia
życia. Czuli własne ciepło, które pulsowało w nich, rozchodząc się we
wszystkich kierunkach, jakby płynęło w ich żyłach. Przyspieszone spłycone
oddechy... Przywarł ustami do jej ust. Wpił się w nie. Chwyciła go mocniej za
szyję. Jęknęła cicho. Przycisnął ją silniej do siebie i przejął całkowitą
kontrolę nad ich ruchami, nie przestając spijać słodyczy z jej ust. Westchnął,
wtulając twarz w jej włosy. Jęknęła kolejny raz i kolejny, wyginając się w łuk,
by po chwili przysunąć policzek do jego policzka, chowając się w jego
ramionach.
Strużki potu spływały po ich
rozgrzanych ciałach. Z trudem chwytali powietrze. Ogarnęła ich błogość
spełnienia. Nie przestawał tulić jej mocno do siebie. Całował ją po powiekach,
policzkach, ustach... Szczęśliwy. Szczęśliwy, że wreszcie miał ją przy sobie,
że przestała być mgłą, która zasnuwała jego myśli i pamięć. Już nie była tylko
marzeniem. Stała się realna i bliska bardziej niż mógłby się tego spodziewać.
Poczuł wilgoć na swojej twarzy. Spod powiek wykradły się jej strużki łez.
Tęskniła za nim, ale wciąż bała się do tego przyznać nawet w myślach przed samą
sobą. Jakby ta tęsknota dawała mu nad nią władzę, jakby miała ją zniewolić,
uzależnić. Bała się. Obawiała się tego, że przed nimi może nie być żadnej
przyszłości. Podarowali sobie dzień i noc, dobę, dwadzieścia cztery godziny.
Oddechy
stopniowo uspokajały się. Puściła jego szyję i opadła na łóżko. Ułożyła się na
boku, zwijając w kłębek. Rozczuliła go. Pogładził ją po twarzy, kładąc się
obok, twarzą zwrócony do niej. Otoczył ją ramieniem, przyciągając do siebie.
Ukryła twarz w jego piersi, wsłuchując się w miarowe bicie jego serca. Była
pewna, że kocha tego mężczyznę. Jednak obawiała się głośno zapewnić go o swojej
miłości. Deklaracja. Zobowiązanie.
Odnalazł jej twarz. Kantem dłoni wytarł strumyczki
łez, płynące po policzkach. Pocałował jej czoło, muskając delikatnie ustami,
jakby całował motyla. Nie mógłby skrzywdzić tej kobiety. Odgarnął jej włosy,
które zdążyły już opaść na oczy. Zbliżył usta do jej ucha, mówiąc cicho: "Zostań ze mną. Na zawsze. Kocham cię."
Milczała. Przesunęła dłonią po
jego klatce. Miękko dotknęła skóry, pod którą kryło się jego serce. Uniosła
lekko głowę, spoglądając wilgotnymi, bardziej zielonymi niż zwykle, oczami. Nie
mówiąc nic, pocałowała go, wtulając się z całych sił w jego ciało. Ustami przy
jego ustach wyszeptała: "Kocham ciebie. Ciebie i tylko ciebie."
K.O.N.I.E.C.