niedziela, 22 lipca 2012

To skomplikowane. cz. 3

- Michał, a co Ty tu właściwie robisz? - zapytałam zdziwiona, bo o ile pamiętałam naszą rozmowę to był gdzieś poza miastem...

- Umówiłem się z Tomaszem - wyjaśnił. - Powinienem was sobie przedstawić. - Tomasz, to jest Lena, moja kuzynka.

- Magdalena - poprawiłam z naciskiem i podałam nieznajomemu rękę.

- Tomasz - odpowiedział mężczyzna, odwzajemniając uścisk dłoni.

- Właściwie to skąd wy się znacie? - spytał zaciekawiony Michał.

- Poznaliśmy się przed chwilą. Pan Tomasz uprzejmie zasugerował mi, że powinnam użyć kluczyków do otwierania drzwi od samochodu, a nie szarpać beznadziejnie za klamkę - wyjaśniłam.

Michał spojrzał na mnie zdezorientowany, jakby nie zrozumiał, co do niego przed chwilą powiedziałam.

- Wiesz, niezupełnie tak to było, a raczej nie od tego się zaczęło - powiedział Tomasz. Akurat szukałem czegoś w schowku i usłyszałem, jak ktoś obrzuca kogoś inwektywami. Myślałem, że to jakaś kłótnia małżeńska, ale po chwili stwierdziłem, że te krzyki są jednostronne i że może należy sprawdzić, co się tam dzieje. Trafiłem akurat na moment, w którym pani Magdalena szarpała się z jakimś mężczyzną, ale że nie wzywała pomocy, to zawahałem się, czy interweniować czy nie, ale po chwili usłyszałem krzyk, że się pali, więc odruchowo zacząłem się rozglądać, gdzie i wtedy tamten facet uciekł, a pani została razem z torebką. Trwało to wszystko może kilka sekund. Wtedy do mnie dotarło, że nic się nie pali, a okrzyk o pożarze miał zwrócić uwagę na zajście i wystraszyć napastnika. Idiota ze mnie, sam przyznasz, że nie połapałem się od razu - powiedział do Michała. -Bardzo panią przepraszam za moje zawahanie, bo pani rzeczywiście potrzebowała pomocy - zwrócił się do mnie.

- Drobiazg - mruknęłam. - Przeprosiny przyjęte. To wszystko trwało tak krótko, jestem pewna, że gdyby on nie uciekł, to pan zdążyłby mi udzielić pomocy - stwierdziłam, uśmiechając się drwiąco.

- Lena, a teraz proszę Cię jedź już prosto do domu i najlepiej zamknij się w nim na wszystkie zamki, i błagam, nie próbuj wprowadzać w życie żadnego ze swoich głupich pomysłów. Przyjadę i wszystko Ci wyjaśnię - powiedział Michał wyraźnie mocno przejęty, zdenerwowany.

- Nie mogę obiecać, że pojadę prosto do domu, bo muszę po drodze zrobić zakupy. Nie mam nic jadalnego w lodówce! - zaprotestowałam.

- Dobra, ale nigdzie więcej. Koło 21 wpadnę. Uważaj na siebie.

- Oczywiście - odparłam. - Do widzenia panom - powiedziałam i wsiadłam do samochodu.

Pojechałam do sklepu, po drodze usiłując wymyślić, o co tak naprawdę chodzi z Wieśkiem, dlaczego napisał ten list i co łączy Tomasza z Michałem. Miałam nadzieję, że wyduszę coś z Michała, kiedy przyjedzie do mnie. W końcu znamy się od wczesnego dzieciństwa. Michał to taka moja dalsza rodzina, syn kuzynki mojego ojca. Kiedy byliśmy dzieciakami, rozrabialiśmy na wszystkich uroczystościach rodzinnych i tylko głupoty nam w głowach były.

Wysiadając z samochodu na sklepowym parkingu, rozejrzałam się, czy czasem znowu jakiś obszarpaniec się nie pcha i poszłam na zakupy. Jeśli zabronią mi chodzić samej to ja muszę przecież coś jeść. Nie wytrzymam bez mleka, jogurtów, owoców, herbaty, kawy, warzyw... chleb też by się przydał, może ser, nawet mięso.

Z zapchanym do niemożliwości koszykiem udałam się do auta. Zapasów miałam tyle, jakbym się na jakiś kataklizm przygotowywała.

W domu zaparzyłam sobie jedną z moich ulubionych herbat, zwaną Doliną Elfów i usiadłam na krześle, podwijając nogi. Zamierzałam przeczytać raz jeszcze list Wieśka i spróbować dojść do jakichś wniosków. Przy herbacie najlepiej mi się myśli, jednak tym razem, mogłam zapomnieć o skupieniu. Brzdęknął dzwonek przy drzwiach. Z niechęcią zwlokłam się z krzesła i podeszłam do drzwi, otworzyłam je dość szybko, a zamknęłam jeszcze szybciej o mało co nie przytrzaskując nosa człowiekowi, który stał za nimi. Żeby to cholera! Stał za nimi potwornie brzydki facet, z bliznami po ospie na twarzy. Kiedyś widziałam jak rozmawiał z Wieśkiem przy barze, jeszcze za czasów naszej wspólnej pracy w knajpie. I co ja mam teraz zrobić?! Facet dzwonił jak na alarm, walił mi pięścią w drzwi... A żeby Cię gnoju ta łapa rozbolała! Jeszcze brakuje, żeby sąsiedzi z gębą na mnie wylecieli, że jakieś hałasy, zakłócania porządku i inne takie wyczyniam.

Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Michała. Odezwała się poczta głosowa... Na komendzie też go nie ma, w domu także. Zadzwoniłam nawet do Moniki - jego żony i w sumie niepotrzebnie, bo skąd miałaby wiedzieć, gdzie jest jej mąż, skoro jest w pracy...

Chodziłam ósemkami po pokoju wściekła, bo wciąż tamten się dobijał. Dopiero cisza za drzwiami mnie przystopowała. Podeszłam do drzwi i zaczęłam nasłuchiwać, ktoś gmerał w moim zamku...